Warszawa - Helsinki, bez turbulencji. W zasadzie, chyba nie doświadczyłem tak spokojnego lotu. Jakbyśmy stali na ziemi. Obiad w Helsinkach - koreański. Smaczna, duża zupa. Helsinki - New Delhi, turbulencje tylko nad morzami, ale znośne i bez konieczności zapalania kontrolki z nakazem zapinania pasów bezpieczeństwa. Nowość - internet na pokładzie. Nie korzystałem, ale pograłem w jakieś gry, obejrzałem nową, kinową cześć Downtown Abbey i odcinek serialu "Doctor House". Marcin raczej spał, choć czasami wpatrywał się w mój ekran (jakby swojego nie miał). Odprawa szybka, z rezydencji mi wizami omija się wszelkie procedury. Acha. I covid "zniesiono".
Zamiast szukać smaków z dzieciństwa, lepiej odkrywać nowe i iść kierunku słońca, dopóki nie zamienisz się w popiół. Telomery mają określoną długość, ale i tak lepiej skręcić kark tańcząc, niż czekać w uśpieniu na ostatni, możliwy podział komórek. Nie musisz rozumieć, a ja tłumaczyć...