Jak już wiadomo, żyjemy w bańce, którą sobie sami wyczarowaliśmy. To kwestia naszego wyboru i nie będę się nad tym rozpisywał.
Była u nas Aneta. Przyleciała na cztery dni i odleciała. Widzieliśmy się z nią w tym roku w Paryżu, Istambule i Katmandu, pomijając Londyn. Fajnie, że podróżuje z nami (odwiedza nas). Jest jedną z niewielu osób, które zupełnie nie wiedzą, co się dzieje na świecie, dlatego mamy szansę rozmawiać o rzeczach bardziej istotnych.
A tu w Polsce ludzie raczej smutni. Żyją lękami, polityką i chorobami. Jak ktoś mnie zna, to wie że smutek wysysa że mnie energię, a w Polsce dużo takich emocji...
I po co? Przecież wiadomo, że wszyscy skończymy w piachu, nie widzę jednak sensu, żeby o tym rozmyślać.
Ja, jak idę na imprezę, to tańczę, śpiewam i bawię się do końca, a przynajmniej do czasu, gdy sprawia mi to frajdę. A życie to impreza. No i tyle, żeby się nie rozpisywać.