Przejdź do głównej zawartości

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę". Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy?

Emigracja

Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności: emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej" nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii Europejskiej, co nie wpłynęło na masową emigrację tych spoza Unii. I mają tego dość. 

Ktoś może powiedzieć, że sam jestem emigrantem. Oczywiście. Tylko nie wspominają o tym, że pracowałem na swoje utrzymanie od pierwszego dnia pobytu za granicą, dostosowując się do prawa kraju, który wybrałem za dom, co pozwoliło mi na zmianę obywatelstwa. A podróżując i mieszkając w wielu krajach świata, płacę za gościnę, często pomagając lokalnej społeczności. Nie przyszło by mi do głowy wypowiadać się na temat ich zwyczajów. Pozwalam sobie tylko na obserwację i poszerzanie horyzontów. Co innego robią emigranci w Europie. Nigdy nie zapomnę, jak w małej belgijskiej miejscowości, mniejszość etniczna sprzeciwiła się na udekorowanie miasta choinką, twierdząc, że to "nie ich święto". Ludzie w końcu widzą to, co sceptycy masowego wpuszczania różnych kulturowo ludzi - cholerne zagrożenie z ich strony.

Najbardziej dziwi mnie bezmyślność lewicowej części entuzjastów multi-kulti i chęć rozpierdolenia własnych krajów oraz zrobienia z nich  "wieżyczek Babel". I temu trzeba się zdecydowanie przeciwstawić. 

Od dekad podróżuję po świecie i wiele widziałem. Nauczyłem się szacunku do poglądów innych, ale także pielęgnowania tego, co dla mnie ważne. Lubię poznawać inny punkt widzenia, ale bez tracenia swojego. Mogę uczestniczyć w święcie innych kultur i czerpać z tego satysfakcję, mając swoją wiarę i przekonania - nienaruszone - w sercu. Jeśli jestem gdzieś, poza Europą, traktowany jestem jak gość i tak też się zachowuję. I tego wymagam od innych. Nie możemy przyjąć więcej emigrantów, nawet jeśli będzie to dla nich oznaczało śmierć w męczarniach. Nawet gdy potopią się na tratwach i umrą z głodu pod granicą. To nie nasza wina. To nie my zgotowaliśmy im ten los i to nie nasza odpowiedzialność.

Wiem, to trudna decyzja. Ale jakąś trzeba podjąć. Pozwólcie, że przytoczę pewną, prawdziwą historię. Kobieta przyjęła ukraińską rodzinę, pod swój dach. Była matką samotnie wychowującą dziecko i mieszkała w trzypokojowym domku z ogródkiem. Rodzina, którą przygarnęła składała się z matki i dwójki dzieci. Zajęli jeden pokój. Następnie przyjechała jej kuzynka z kolejną parką dzieci i z psem (podobno był to polski pies, przygarnięty dla rozweselenia dzieci). No happy end tej opowieści pokazuje właścicielkę domu mieszkającą w najmniejszym pokoju własnego domku, traumatyzowaną przez składającą się z dziesięciu osób rodzinę przyjezdnych. Nawet gotować obiady musiała wieczorem, bo w ciągu dnia kuchnia była zajęta przez okupantów. Pomoc na tym nie polega.

Ostatnio pomogłem pewnemu nepalskiemu chłopakowi. Potrzebował pieniędzy na badania i na pobyt w szpitalu. Bez zastanowienia pokryłem wszystkie należności związane z jego leczeniem. Wyniosło mnie to tyle, ile mogę dać, nie zaburzając dynamiki swojego życia. Gdyby jego operacja kosztowała połowę tego co mam, zwyczajnie bym odmówił. Takie wyrzeczenia zarezerwowane są dla rodziny, a on rodziną nie był i nie będzie. Mam nadzieję, że dokładnie wyjaśniłem mój pogląd na temat wpuszczania obcych na terytorium naszych spokojnych i stabilnych krajów.

Cyfrowy pieniądz

Wczoraj (13.09) większość osób miało problem z płatnościami kartą. Błędy systemu uniemożliwiały nawet płatności blikiem. Płacąc gotówką omijałem kolejki zdesperowanych ludzi i robiłem zakupy w kolejnych sklepach. 

Od dawna walczę o gotówkę i nie mogę się nadziwić, czemu niektórym tak zależy, aby ją wyeliminować. Wiem, że łatwiej kierować społeczeństwem kontrolując ten obszar - tak właśnie zrobił despota, były premier Kanady, Justin Trudeau, blokując dostęp do pieniędzy protestującym  (później Trybunał Federalny potwierdził, że zamrożenie kont bankowych stanowiło naruszenie praw obywatelskich i wolności słowa). Nie powinniśmy zapominać o tym nigdy, wybierając kolejnych ludzi na stanowiska władzy. Gotówka musi być, bo zapewnia ludziom wolność.

Nie wiem czy zakochani w plastikowych kartach systemowcy wiedzą, że są inwigilowani, tracą prywatność i wolność, często stają się więźniami banków (bo biorą na raty) żyjąc na kredyt? Poza tym płatności poza gotówkowe przyczyniają się zwiększenia inflacji, wzrostu cen i wzbogacają podmioty, które w świetle prawa na nas żerują. Płacąc gotówką otrzymuję towar, a sprzedawca kwotę, której zażądał. Płacąc kartą trzeba uiścić dodatkowe opłaty za: prowizję od transakcji (od 0,5% do 3% wartości), koszty utrzymania terminalu, opłatę za prowadzenie konta i posiadanie karty. W przypadku transakcji zagranicznych dodatkową prowizję, karty kredytowe, to następne koszty. Czy to naprawdę jest potrzebne? Tak! Bankom, żeby nas doiły, systemowi, żeby rósł w siłę i rządzącym, żeby mieli na waciki i żeby cały ten sztuczny kołowrót się kręcił.

Czy wiecie, że od lipca 2024 do maja 2025 roku, nie zapłaciłem kartą za nic (dotyczy wydatków prywatnych)? Tym samym zaoszczędziłem dużo i przede wszystkim mogłem kontrolować wydatki, podróżując po Azji. System nie dowiedział się niczego o moich preferencjach zakupowych oraz o tym gdzie byłem i co robiłem. I to jest dla mnie wolność. Nie pozwólcie sobie odebrać gotówki.

Wojna i pokój

Unia Europejska dba o to, aby wojna wybuchła. Chyba tylko wplątani w te wszystkie gierki, nie widzą co się dzieje. Rządy i media prowadzą nas wszystkich na rzeź i rzeź będzie. To jest pewne. Zamiast łagodzić konflikty robią wszystko, by dolać oliwy do ognia. Widać to wyraźnie.

Czy można zapobiec wybuchowi wojny? Raczej nie. Cudowne eliksiry nie zrobiły tego, do czego były przeznaczone. Ilość ludzi wzrasta - pomór nie nastąpił (mimo naprawdę wielu, usilnych starań, ludzie zaczęli się budzić). Więc chcą wojny i masowej śmierci. Kto? Wystarczy popatrzeć nad medialną sieczką, usilne mydlenie oczu tematami zastępczymi i "jedynie słuszną narracją" (patrz drony i pierdylion artykułów na ten temat).

Co najlepiej zrobić?

Przestać czytać i oglądać newsy. Świat książek jest tak bogaty, że można się w nie zagłębić na resztę życia. Można odkrywać nowe gatunki muzyczne, spacerować i rozwinąć hobby. Świetnym pomysłem jest zajęcie się własnym rozwojem duchowym.

Zablokować wszystkich trolli i fejsbukowych kompulsywnych wklejaczy złych wiadomości. Ja tak zrobiłem i jestem zadowolony. Zwyczajnie nie widzę tego, co piszą ludziki uzależnieni od strachu. Wiem, że ich intencją jest rozsianie lęków. Niech się sami boją.

Mieć gotówkę. Należy dążyć do tego, aby gotówka wróciła do obiegu i nigdy z niego nie wyszła. To bardzo ważne. Poza tym najlepiej zrezygnować z życia na kredyt. Energetycznie to zabójstwo. Poza tym ludzie wydający więcej, niż są w stanie zarobić, to pimpy (nasze z Marcinem, niezbyt pochlebne określenie słabych ludzi).

Dbać o swoje dziedzictwo rodzinne i narodowe. Nie trzeba szukać różnorodności poza swoim wnętrzem. Wszyscy mamy ciekawe rzeczy w sobie. Pielęgnujcie je.

Dbać o własną dupę. Cudze dupy czasami przyciągają wzrok i uwagę. Ale dbajcie o swoje i jak czegoś nie lubicie, to nie zapraszajcie na swoje podwórko. Hejt jest najgorszym rozwiązaniem. Świadome krzywdzenie innych - również.

Pamiętaj - nie odpowiadasz za nikogo innego, oprócz siebie i istoty, które tymczasowo są pod twoją bezpośrednią opieką. Nie odpowiadasz za błędy innych i nie możesz zbawić świata.






Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...