W dzień pierwszy Festiwalu Śmierci przebrałem się za ociekającego krwią doktora, Marcin zaś za połączenie Drakuli z Hellboyem. Muszę powiedzieć, że pudry z supermarketów całkiem niezłe są. Dobrze się trzymają i nie powodują uczuleń.
Nie wiem, czy się ubawiliśmy, a już na pewno nie za te pieniądze. Imprezy na sześć tysięcy ludzi powinny mieć lepszą organizację. Kilkanaście barów nie dawało rady napoić spragnionych, a w kiblach faceci szczali do umywalek, w towarzystwie tych, którzy poprawiali makijaże.
A potem w metrze zombi ze wszystkich imprez wracali do domu. W tym my. I znów ten zbędny kebab z frytkami nad ranem.