Wszystko zaczęło się od przygody. Bilet z Bydgoszczy do Warszawy kupiłem na stronie intercity, jeszcze w Nepalu. Pociąg miał odjeżdżać o 8:26 z dworca oddalonego od naszego hotelu o 20 minut taksówką. Zamówiliśmy transport i o 7:10 pojechaliśmy na dworzec.
Tam coś mnie tknęło, bo nie mogłem znaleźć informacji o naszym pociągu. Poszedłem do okienka i po odstaniu swojego dowiedziałem się, że "do Warszawy to stąd nic nie jeździ od roku" (brawo intercity).
Takiego przyspieszenia z bagażami 53 kilo plus, nie miałem wcześniej w życiu. W końcu na horyzoncie pojawiła się taksówka. Mieliśmy 16 minut i resztkę pieniędzy, w tym wiele monet. Wysypaliśmy wszystko na fotel taksówkarza, który stwierdził, że to za mało (5300 forintów, a przyjazd - ten sam dystans - kosztował nas 4000). Na szczęście mieliśmy jeszcze 7 euro w monetach.
Dojechaliśmy jedną minutę przed odjazdem pociągu. Wagon pierwszej klasy był na samym początku, a wagonów było że czterdzieści...
Śniadanie dobre. Internet działa, więc ostro pracuję. Niestety klimatyzacja zabija mi gardło i struny głosowe. Zakryliśmy ją ręcznikiem ale i tak jest zimno. No nic nauczę się języka migowego i jakoś to zrobię.
Ps. Mama przysłała zdjęcie ojca w przezroczystej piżamie. Wygląda jak z pokazu współczesnej mody. Wszyscy mamy ubaw. Z drugiej strony medalu mniej śmiesznie. Oczywiście nie wiedzą, co było przyczyną krwotoku, ale lekarka powiedziała, że nie ma tego złego... No bo ciśnienie mu skoczyło na 260 i gdyby w dupie coś nie pękło, to by mózg mógł eksplodować. Więc super. N'est-ce pas?