Od dwóch tygodni jestem na keto. Dieta tlusta i białkowa. Niewiele warzyw, zero owoców, węglowodanów i cukrów. Jem awokado i jajka na śniadanie. Na słoninie, albo bekonie. Potem sushimi z minimalną ilością warzyw. Wieczorem chodzę do nie-cukierni, na kawę i ciastko, albo torcik. Wszystkie słodycze są słodzone stewią, są z mąki migdałowej i tym samym nie mają węglowodanów. Pyszne są. Na keto chudnie się i młodnieje niemal natychmiast. Cukier jest idealny, skóra nabiera blasku. Osobiście zawsze obawiam się cholesterolu, dlatego jem głównie ryby, mało serów i śmietany, a tłuszcze w postaci suplementów Onega 3 i bio kapsułek z rekinim tłuszczem. Marcin nie trawi keto, więc je wszystko. Bierze tabletki i ciśnienie zaczyna się normalizować. Wykupiliśmy tabletki na pół roku i szykujemy się do wyjazdu.
Zamiast szukać smaków z dzieciństwa, lepiej odkrywać nowe i iść kierunku słońca, dopóki nie zamienisz się w popiół. Telomery mają określoną długość, ale i tak lepiej skręcić kark tańcząc, niż czekać w uśpieniu na ostatni, możliwy podział komórek. Nie musisz rozumieć, a ja tłumaczyć...