Przejdź do głównej zawartości

Patan. Klejnot Nepalu.

Po lunchu pojechałem sam do Patanu, ponieważ chciałem zobaczyć czy został już odbudowany po ostatnim trzęsieniu ziemi. W kwietniu zeszłego roku trwały tam jeszcze prace modernizacyjne i większość świątyń była zasłonięta rusztowaniem. 

Marcin trochę się przeziębił i postanowił zostać lokalnie w pobliżu Stupy. Ja natomiast zamówiłem skuter, kupiłem maseczkę i pojechałem zwiedzać.

Z radością odkryłem, że całe centrum jest w zasadzie zrekonstruowane. Większość najcenniejszych zabytków została dopuszczona do zwiedzania, a z wąskich uliczek zniknęły barykady. No i zamiast dziur, jest w miarę równe klepisko, czasami nawet pokryte asfaltem.

Poszwędałem się po okolicy, wypiłem kawę i poszedłem do muzeum, które dobrze znam. Nakręciłem film ku pamięci i przy okazji pokłóciłem się z panią obsługującą jedno z pięter. Powiedziała mi że nie mogę robić wideo, tylko zdjęcia. Odpowiedziałem że wygaduje głupoty i że wymyśla sobie prawo dla własnych potrzeb. Nepalczycy kręcili filmy i nikt im nie zwracał uwagi. Pani była bardzo upierdliwa więc w końcu kazałem jej się odpierdolić, używając znanych mi wulgaryzmów również Nepalskich. Poskutkowało, chociaż na odchodne pani powiedziała żebym wracał do swojego kraju kropka odwróciłem się i odpowiedziałem że owszem wrócę, bo w przeciwieństwie do niej mój paszport pozwala mi na swobodne przemieszczanie się pomiędzy krajami. W sumie nie lubię być złośliwy, ale prowokowany nie potrafię się powstrzymać.



Najważniejsze informacje o Patanie napisane przez AI:

- Położenie: południowa część doliny Katmandu, nad rzeką Bagmati.

- Historia: jedno z najstarszych miast w Nepalu, założone w III wieku p.n.e.

- Zabytki: Pałac Królewski Patan, Plac Durbar, liczne świątynie buddyjskie i hinduistyczne

- Kultura: ośrodek rzemiosła artystycznego, znany z wyrobów z miedzi, brązu i drewna

- Atrakcje turystyczne: muzea, galerie sztuki, warsztaty rzemieślnicze

- Status: wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1979 roku



Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...