Wstałem o 7:55, umyłem się i poszedłem pod stupę. Pogoda poprawiła się do tego stopnia, że w bluzce z długim rękawem spociłem się jak w saunie. Po ponad godzinie, poszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy i o 11:40 przygotowałem sobie lunch. Marcin nie chciał jeść i poszedł do świątyni. Ja natomiast włączyłem sobie hipnotyzującą muzykę i zacząłem jeść. Takie powolne jedzenie w ciszy jest naprawdę czymś wspaniałym!
A wczoraj, Marcin ugotował barszcz. Pyszny był. Uwielbiam zupy.
Przecież jadłeś przy dźwiękach muzyki, a nie w ciszy :D
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach zupa Marcina? Ładnie wygląda.
Na zdjęciach mój lunch (górne) i zupa Marcina (dolne).
UsuńDomyśliłem się, bo na górnym nie ma płynu w talerzu :D
Usuń