Przejdź do głównej zawartości

Delhi. Upały.


W Delhi zaczyna się okres suchego piekła. Od teraz do monsunu, temperatura powierza będzie każdego dnia wyższa, a słońce będzie spopielać każdą zieleń. Osoby z wysokich klas będą przemieszczać się metrem lub klimatyzowanymi pojazdami, pić schłodzone napoje w ekskluzywnych kawiarniach i odpoczywać. Średnie klasy nieco zwolnią tempo i będą kryć się w zakamarkach swoich małych biznesów. Niskim kastom pozostaną uliczne hydranty i nieliczne zacienione zakamarki. Czasami dobrzy ludzie z drogich sklepów, wystawią im pitną wodę w wiadrach. Wczoraj byłem tego świadkiem. Piły i psy, i dzieci, i starcy. Patrzyłem na to, jedząc kanapki popijane zimnym koktajlem o smaku mango z domieszką mięty.

Marcin czasami mówi, że serce ma przekrojone na wiele części. Ludzie, którzy odwiedzają Indie po raz pierwszy, wyjeżdżają roztrzęsieni, nie mogąc pogodzić się ze stanem rzeczy. Rozbawia mnie to (na swój smutny sposób), bo świat przecież taki jest. Dorośli i dzieci, umierają na ulicach z głodu, obok drogich restauracji. Resztek nie opłaca się rozdawać. Lepiej wyrzucić - wtedy można odliczyć od podatku. 

Odwodnione dzieci i starcy leżą na rozgrzanych chodnikach. Ładnie ubrane osoby przechodzą nad nimi okrakiem. Nikt ich nie traktuje w żaden sposób. Bo oni nie istnieją. Ani żywi, ani martwi. Gdy umrą, nietykalni posprzątają i spalą ciało gdzieś na boku. Dalici (najnizsza kasta) nie są raczej rejestrowani, więc ich śmierć również nie jest związana z żadnymi procedurami. Zwłaszcza jeśli zwyczajnie umrą (zdechną?).

Nie myślcie, że tutaj brzmi to tak ponuro, jak opisałem. Żebracy tutaj są uśmiechnięci, tańczą, śpiewają i często wydają się nieźle bawić. Dla ludzi z zachodu jest to niepojęte, a jednak spójrzcie na zdjęcie dzieciaków. One nie są nieszczęśliwe. Dostaną wodę w wiadrze, ktoś rzuci im coś do jedzenia, czasami załapią się na pełen obiad z organizacji charytatywnej. Świat jest, jaki jest. W zachodnim dobrobycie ludzie przymierają głodem bardziej skrycie. Ludzie żebrzą w Internecie, zbierając na różne rzeczy. Chorzy których nie stać na leki lub operacje schodzą cichutko, bo zachodni świat nauczył się odwracać oczy od widoku prawdziwego świata. Ludzie którzy mają problem są po prostu spychani poza horyzont zdarzeń.

Wracając do temperatury, lubię suche upały. Wczoraj przez wiele godzin chodziłem po parku i słuchałem książki. 

Temperatura podawana w prognozach jest mierzona w cieniu, w wentylowanym pomieszczeniu, 2 metry nad gruntem. Tak naprawdę jest trochę inaczej. Nawet sprawdziłem wzór. Wynika z niego, że w godzinach słonecznych ciepłota powietrza wynosi 58-62°C (biorąc pod uwagę ilość asfaltu, zanieczyszczenie i promieniowanie słońca).


Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...