Marcin czasami mówi, że serce ma przekrojone na wiele części. Ludzie, którzy odwiedzają Indie po raz pierwszy, wyjeżdżają roztrzęsieni, nie mogąc pogodzić się ze stanem rzeczy. Rozbawia mnie to (na swój smutny sposób), bo świat przecież taki jest. Dorośli i dzieci, umierają na ulicach z głodu, obok drogich restauracji. Resztek nie opłaca się rozdawać. Lepiej wyrzucić - wtedy można odliczyć od podatku.
Odwodnione dzieci i starcy leżą na rozgrzanych chodnikach. Ładnie ubrane osoby przechodzą nad nimi okrakiem. Nikt ich nie traktuje w żaden sposób. Bo oni nie istnieją. Ani żywi, ani martwi. Gdy umrą, nietykalni posprzątają i spalą ciało gdzieś na boku. Dalici (najnizsza kasta) nie są raczej rejestrowani, więc ich śmierć również nie jest związana z żadnymi procedurami. Zwłaszcza jeśli zwyczajnie umrą (zdechną?).
Nie myślcie, że tutaj brzmi to tak ponuro, jak opisałem. Żebracy tutaj są uśmiechnięci, tańczą, śpiewają i często wydają się nieźle bawić. Dla ludzi z zachodu jest to niepojęte, a jednak spójrzcie na zdjęcie dzieciaków. One nie są nieszczęśliwe. Dostaną wodę w wiadrze, ktoś rzuci im coś do jedzenia, czasami załapią się na pełen obiad z organizacji charytatywnej. Świat jest, jaki jest. W zachodnim dobrobycie ludzie przymierają głodem bardziej skrycie. Ludzie żebrzą w Internecie, zbierając na różne rzeczy. Chorzy których nie stać na leki lub operacje schodzą cichutko, bo zachodni świat nauczył się odwracać oczy od widoku prawdziwego świata. Ludzie którzy mają problem są po prostu spychani poza horyzont zdarzeń.
Wracając do temperatury, lubię suche upały. Wczoraj przez wiele godzin chodziłem po parku i słuchałem książki.
Temperatura podawana w prognozach jest mierzona w cieniu, w wentylowanym pomieszczeniu, 2 metry nad gruntem. Tak naprawdę jest trochę inaczej. Nawet sprawdziłem wzór. Wynika z niego, że w godzinach słonecznych ciepłota powietrza wynosi 58-62°C (biorąc pod uwagę ilość asfaltu, zanieczyszczenie i promieniowanie słońca).