Wstałem wyspany. Spałem spokojnie całą noc, a prześcieradło było nienaruszone (najczęściej jest "skopane" i wsunięte pod Marcina; poduszki zaś walają się w nieładzie). Śniły mi się zwyczajne rzeczy, bzdurne, wynikające z minionych zdarzeń - wspaniały stan.
Nie lubię nocy i konieczności spania. Męczy mnie ten czas, poza tym subiektywny upływ czasu zwalnia znacznie od zachodu, do wschodu słońca. Chciałbym kiedyś pojechać tam, gdzie panuje 3 miesięczny dzień, spać tak mało jak mam w zwyczaju i doświadczać słońca. To chyba moje marzenie.
O 13:07 wyszedłem z domu na spotkanie z Iksusią. Poszliśmy na lunch do Hygge (tam zazwyczaj jem pierwszy posiłek), a później poszliśmy do Contrastu. Gadaliśmy o wszystkim. Iksusia głównie o szkole, ja o planach na jesień i zimę (bo wciąż nie podjąłem decyzji, co uwiera mi jak kilka ostrych kamieni w bucie).
Skończyliśmy drinki i spacerowaliśmy jeszcze przez jakiś czas, następnie poszedłem na spotkanie z Marcinem. Zjedliśmy kolację w Rivierze i zdecydowaliśmy się wtocicydo domu (zamiast iść na drinka). Jutro spotykamy się ze znajomymi i idziemy na imprezę, więc bez przesady!