Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2024

Kathmandu. Wielkanoc.

Uroczystości wielkopiątkowe rozpocząłem skrzydełkami w chili, a później pokaźnym stekiem wołowym, zakrapianym winem czerwonym, wytrawnym. Wina było na tyle dużo, że pogubiłem się w liczbach. Następnie był masaż, sauna i długotrwałe wylegiwanie się w saunie. Po nabraniu sił i regeneracji - dyskoteka. Wróciłem nad ranem, motorową taksówką, śpiewając jakieś pieśni ku uciesze kierowcy. W sobotę poszliśmy do zoo, a później opychaliśmy się łakociami. Nasz przyjaciel Sanjeeb nie mógł się nadziwić, skąd w nas siła i tyle chęci do korzystania z życia. No cóż. Przestałem tłumaczyć takie rzeczy dawno temu. Wieczór był wybitnie przyjemny i smaczny. A dzisiaj, w niedzielę zrobiłem sobie świąteczne śniadanie. Marcin zaś poszedł do dentysty, więc jeść nie będzie mógł do obiadu. Ja się odpycham i wyleguję w słońcu, bo temperatury osiągnęły ulubiony przeze mnie pułap trzydziestu stopni. Okien nie myliśmy, bo nigdy tego nie robimy. Postu nie zastosowaliśmy, ponieważ to nie społeczeństwo będzie decydował...

Kathmandu. Holi.

  Dzisiaj Holi , święto radości i wiosny. Zaraz biegnę świętować. Marcin odmawia, bo nie lubi ani tłumów, ani dotyku innych osób, nie mówiąc o byciu smarowanym kolorowymi maściami czy polewanym wodą. Poza tym rok temu gdy szalałem, zostałem okradziony, co dla Kota jest kamieniem węgielnym z wyrytym słowem "NIE IDĘ". Więc ja się szykuję, a on gotuje botwinkę. Wczoraj rano pojechałem na market i kupiłem warzywa z farm organicznych. Buraki piękne, zresztą wszystkie warzywa wspaniałe. Tutaj rzeczywiście są "bio", są krzywe i niewymiarowe, natomiast smakują tak jak to pamiętam z dzieciństwa (a w Unii Europejskiej mówi się o ekologii i mierzy się każdy owoc, żeby był wymiarowy). Wieczorem zaś poszliśmy z przyjaciółkami do LaVie, francuskiej knajpy niedaleko naszego domu. Czerwone wino, sałatka z buraków i skrzydełka. Pycha! No i cały czas popychaliśmy plotki. 

Kathmandu. Odpoczynek.

Kursantki wróciły do domów. Miały przygodny, samoloty się spóźniły i większość z nich musiała spać i spędzić po jednym dniu w Dubaju. Ale chyba nie jest to aż taka tragedia. Poza tym przy takim opóźnieniu otrzymuje się zwrot kosztów podróży, więc lot mają za darmo. Ja zaraz po warsztatach nepalskich rozpocząłem trzy nowe kursy. Chyba się pomyliłem, bo raczej nie robię sobie takiego hardkoru. Zamiast się wyspać, wydałem o 4:40 i zacząłem pracę. Skończyłem o 17:50, wziąłem 10-minutowy prysznic i taksówką pojechaliśmy z Marcinem do kina na drugą część Diuny. Mnie urzekła, a Marcin kręcił nosem. Dzisiaj (we wtorek) miałem kolejne kursy. Nagrałem wykłady, pracowałem intensywnie a później pojechałem taksówką -motorem do spa. I leżałem w jacuzzi, odwiedzałem saunę, spałem na leżance, poddałem się masażowi... Odpocząłem.

Kathmandu. Piątek.

  Obudziłem się dość wcześnie. Pies ujadał i szczekanie przedostało się przez zatyczki do moich uszu. Leżąc dokończyłem słuchać książkę i wziąłem prysznic. Następnie Marcin powoli zwlókł się z łóżka. Niedługo potem, odwiedzili nas przyjaciele. Przyjechali z Goa (Indie) na chwilę do Kathmandu (Asia musiała "przebić" paszport). Wypiliśmy kawę, poplotkowaliśmy i poszliśmy na śniadanie do Amra-K (grecka knajpka na dachu jednego z budynków). Następnie Marcin pojechał na Thamel wpłacić zaliczkę za pewną atrakcję turystyczną*, a ja poszedłem na masaż. A potem pracowałem (właśnie skończyłem i jest prawie dwudziesta). *Pojutrze przyjeżdża grupa na warsztaty w Nepalu. Po raz pierwszy organizuję warsztaty z wakacjami.