Uroczystości wielkopiątkowe rozpocząłem skrzydełkami w chili, a później pokaźnym stekiem wołowym, zakrapianym winem czerwonym, wytrawnym. Wina było na tyle dużo, że pogubiłem się w liczbach. Następnie był masaż, sauna i długotrwałe wylegiwanie się w saunie. Po nabraniu sił i regeneracji - dyskoteka. Wróciłem nad ranem, motorową taksówką, śpiewając jakieś pieśni ku uciesze kierowcy. W sobotę poszliśmy do zoo, a później opychaliśmy się łakociami. Nasz przyjaciel Sanjeeb nie mógł się nadziwić, skąd w nas siła i tyle chęci do korzystania z życia. No cóż. Przestałem tłumaczyć takie rzeczy dawno temu. Wieczór był wybitnie przyjemny i smaczny. A dzisiaj, w niedzielę zrobiłem sobie świąteczne śniadanie. Marcin zaś poszedł do dentysty, więc jeść nie będzie mógł do obiadu. Ja się odpycham i wyleguję w słońcu, bo temperatury osiągnęły ulubiony przeze mnie pułap trzydziestu stopni. Okien nie myliśmy, bo nigdy tego nie robimy. Postu nie zastosowaliśmy, ponieważ to nie społeczeństwo będzie decydował...
Zamiast szukać smaków z dzieciństwa, lepiej odkrywać nowe i iść kierunku słońca, dopóki nie zamienisz się w popiół. Telomery mają określoną długość, ale i tak lepiej skręcić kark tańcząc, niż czekać w uśpieniu na ostatni, możliwy podział komórek. Nie musisz rozumieć, a ja tłumaczyć...