Dzisiaj Holi, święto radości i wiosny. Zaraz biegnę świętować. Marcin odmawia, bo nie lubi ani tłumów, ani dotyku innych osób, nie mówiąc o byciu smarowanym kolorowymi maściami czy polewanym wodą. Poza tym rok temu gdy szalałem, zostałem okradziony, co dla Kota jest kamieniem węgielnym z wyrytym słowem "NIE IDĘ". Więc ja się szykuję, a on gotuje botwinkę.
Wczoraj rano pojechałem na market i kupiłem warzywa z farm organicznych. Buraki piękne, zresztą wszystkie warzywa wspaniałe. Tutaj rzeczywiście są "bio", są krzywe i niewymiarowe, natomiast smakują tak jak to pamiętam z dzieciństwa (a w Unii Europejskiej mówi się o ekologii i mierzy się każdy owoc, żeby był wymiarowy).
Wieczorem zaś poszliśmy z przyjaciółkami do LaVie, francuskiej knajpy niedaleko naszego domu. Czerwone wino, sałatka z buraków i skrzydełka. Pycha! No i cały czas popychaliśmy plotki.