Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2023

Fort Kochi. Po deszczu.

Deszcz padał kilka dni temu, przez kilka godzin, ale skutki tej anomalii pogodowej czuć do dziś. Przede wszystkim pojawiły się chmary komarów, z którymi nikt nie może sobie poradzić. My sami palimy kadzidła na tarasie i musieliśmy zdecydować się na silny środek owadobójczy - niestety działa połowicznie. Śpimy więc w namiotach z drobnej siateczki. W nocy zbliżyłem palec do materiału i natychmiast zostałem ugryziony. Teraz więc nawet na noc smarujemy się DEET'em. Masakra. Studzienki zapełniły się wodą i chyba się zapchały, bo woda w nich stoi. Całe szczęście, nie mieszkamy przy żadnej, bo walą tak, że odechciewa się oddychać. Poza tym jest gorąco i strasznie wilgotno, co wbrew pozorom nie jest takie fajne. Dzięki temu dostaliśmy potówek na ciele. Jednym słowem, zrobiło się kiepsko. No i z każdym dniem jest cieplej. Artyści uliczni zaczęli malować mury i stare budynki. Lubię graffiti, gdy nie są to tylko mazy.

Fort Kochi. Deszcz.

Spadł deszcz. Po dwóch miesiącach błękitnego nieba, nagle się zachmurzyło, a potem niebo rozbłysło i zaczęła się prawdziwą burza z ulewą. Było to całkiem przyjemne, bo deszcz ciepły a powietrze rozgrzane do czterdziestu stopni. Z uśmiechem mokliśmy, do przysłowiowych majtek. Ale martwię się. Bo deszcz w styczniu tu nie pada. Poza tym nikt go nie zapowiadał, ani się nie spodziewał. Ludzie zachowywali się dziwacznie. W pośpiechu zdejmowali pranie i zasłaniali tarasy... Od ponad trzydziestu lat nie padało w styczniu. Byliśmy tu wiele razy zimą i rzeczywiście, zawsze było tylko upalnie. A tu nagle trzy godziny deszczu. Niby nic, a jednak... kolejna anomalia pogodowa. Zanieczyszczenie powietrza w Indiach przekracza wszelkie normy, a śmieci walają się wszędzie. Gdy po raz pierwszy byłem tu kilka dekad temu, brud był ekologiczny. A teraz wszystko jest zanieczyszczone. Ryby pływają do góry brzuchami, psy i koty chorują na dziwne choroby skóry, a ptaki spadają z nieba. Widzieliście wcześniej, ż...

Fort Kochi. Życie nocne.

Życie nocne w nie turystycznych częściach Indii, nie istnieje. Są sklepy monopolowe, najczęściej jeden na miasto, gdzie trzeba jechać o określonej porze i kupić alkohol. Sklepy podzielone są na sekcje: lokalną i międzynarodową. Alkohol jest drogi. Butelka whisky to wydatek 150-200 złotych, więc dwa razy więcej niż w Europie. A moje życie nocne to zazwyczaj wykłady i spotkania ze studentami. Od 22-2 w nocy jestem na łączach. Niestety różnica czasu jest dla mnie niekorzystna. Chyba wygodniej byłoby mi mieszkać w Nowej Zelandii. Poznaliśmy fajne dziewczyny, też emigrantki. Przyjechały tu ćwiczyć jogę i jak spojrzałem na zdjęcia, to robią nieźle wygibasy...

Fort Kochi. Stabilność.

Piszę książkę profesjonalną i pracuję. Dużo, ale raczej bezstresowo. Osiągnąłem rutynę. Budzę się o 8:30, idę do łazienki i spędzam tam bardzo leniwy czas. Robię wszystko wolno. O 9:30 Marcin domaga się, bym go wpuścił do środka. Zazwyczaj jestem wtedy gotowy. Wychodzę na taras i smaruję się różnego rodzaju mazidłami. Potem schodzimy na śniadanie. Sophie robi wymyślne śniadania. Znamy ja dekady. Niczego nie zmieniła. Gotuję tak, jak kiedyś. Też rutynowo. Podaję nam potrawy i trochę z nami rozmawia. O 10:30 siadam za komputerem. Marcin wychodzi a ja pracuję nad książką. Piszę do 16:30. Potem biorę prysznic i wychodzimy na obiad. Najczęściej do włoskiej knajpy, prowadzonej przez Hindusa. Wyjechał do Szwajcarii, tam skończył szkołę, dorobił się i wrócił. Jedzenie robi dobre. Następnie idziemy na plażę, a potem na kawę.  O 19:00 wracam do domu. Czytam dla przyjemności i gdy nie mam zajęć ze studentami, czyli trzy razy w tygodniu, albo wracam do pisania, albo czytam książki lub oglądam ...

Fort Kochi. Nowy Rok.

Pochorowaliśmy się w Sylwestra. Zamówiliśmy sobie szejki lodowe (wiele razy wcześniej je jedliśmy) i kilka godzin później dopadło nas wszystko na raz. Marcina pierwszego, a mnie drugiego. Wymioty, wodnista biegunka, temperatura 39 stopni... Super. Siłą woli, korzystając z mojej magii, poszedłem zobaczyć przygotowania do zabawy. Natrafiłem na tysiące młodych i zamrożonych ludzi, szaloną muzykę i mnóstwo nieprofesjonalnie umieszczonych fajerwerków. A reszta po indyjsku, czyli słonie, wielbłądy, kozy, krowy, łażące pomiędzy ludźmi z paniką w oczach. Nowy Rok 2023 przywitaliśmy na dachu naszego domu i stąd obserwacja tego szaleństwa była całkiem przyjemna. Najbardziej podobały mi się czerwone lampiony, puszczane ku czarnemu niebu (ciekawe jak to później spada). Dzisiaj mamy dietę wodną i bierzemy leki tutejsze, mając nadzieję, że szybko przejdzie. Do Siego Roku!