Piszę książkę profesjonalną i pracuję. Dużo, ale raczej bezstresowo. Osiągnąłem rutynę.
Budzę się o 8:30, idę do łazienki i spędzam tam bardzo leniwy czas. Robię wszystko wolno. O 9:30 Marcin domaga się, bym go wpuścił do środka. Zazwyczaj jestem wtedy gotowy. Wychodzę na taras i smaruję się różnego rodzaju mazidłami. Potem schodzimy na śniadanie.
Sophie robi wymyślne śniadania. Znamy ja dekady. Niczego nie zmieniła. Gotuję tak, jak kiedyś. Też rutynowo. Podaję nam potrawy i trochę z nami rozmawia.
O 10:30 siadam za komputerem. Marcin wychodzi a ja pracuję nad książką. Piszę do 16:30. Potem biorę prysznic i wychodzimy na obiad. Najczęściej do włoskiej knajpy, prowadzonej przez Hindusa. Wyjechał do Szwajcarii, tam skończył szkołę, dorobił się i wrócił. Jedzenie robi dobre. Następnie idziemy na plażę, a potem na kawę.
O 19:00 wracam do domu. Czytam dla przyjemności i gdy nie mam zajęć ze studentami, czyli trzy razy w tygodniu, albo wracam do pisania, albo czytam książki lub oglądam filmy. O 21, gdy mam ochotę otwieram wino i piję, jak teraz. Wieczory są tu bardzo ciepłe więc leżę na tarasie. Marcin czasami mi towarzyszy, albo robi swoje rzeczy.
Gdy mam zooms, przygotowuję się od 20:00 i zaczynam o 22:00. Kończę o 1 w nocy.
Potem zawsze oglądam odcinek serialu. Kładę się około 2 w nocy spać.
Dni wolne mam dwa. Wtedy pływam, jeżdżę na rowerze albo tak jak dzisiaj, jeździmy do kina i do Ernakulam. To duże miasto na lądzie (my mieszkamy na wyspie). Jeździmy tam do kina, na zakupy i do galerii handlowej.