Przejdź do głównej zawartości

Fort Kochi. Deszcz.











Spadł deszcz. Po dwóch miesiącach błękitnego nieba, nagle się zachmurzyło, a potem niebo rozbłysło i zaczęła się prawdziwą burza z ulewą. Było to całkiem przyjemne, bo deszcz ciepły a powietrze rozgrzane do czterdziestu stopni. Z uśmiechem mokliśmy, do przysłowiowych majtek.

Ale martwię się. Bo deszcz w styczniu tu nie pada. Poza tym nikt go nie zapowiadał, ani się nie spodziewał. Ludzie zachowywali się dziwacznie. W pośpiechu zdejmowali pranie i zasłaniali tarasy...

Od ponad trzydziestu lat nie padało w styczniu. Byliśmy tu wiele razy zimą i rzeczywiście, zawsze było tylko upalnie. A tu nagle trzy godziny deszczu. Niby nic, a jednak... kolejna anomalia pogodowa.

Zanieczyszczenie powietrza w Indiach przekracza wszelkie normy, a śmieci walają się wszędzie. Gdy po raz pierwszy byłem tu kilka dekad temu, brud był ekologiczny. A teraz wszystko jest zanieczyszczone. Ryby pływają do góry brzuchami, psy i koty chorują na dziwne choroby skóry, a ptaki spadają z nieba. Widzieliście wcześniej, żeby kilka ptaków ot tak, runęło sobie z przestworzy?

Ten deszcz tutaj, to podobne zjawisko do śniegu na południu Turcji w zeszłym roku, pod koniec marca. Niektórzy z was pewnie pamiętają, jak pokazywaliśmy pół metra śniegu w Turcji, podczas gdy w Polsce termometry wskazywały 20°C.  Sami ten świat kończymy... Pod tym względem jestem pesymistą.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...