Deszcz padał kilka dni temu, przez kilka godzin, ale skutki tej anomalii pogodowej czuć do dziś. Przede wszystkim pojawiły się chmary komarów, z którymi nikt nie może sobie poradzić. My sami palimy kadzidła na tarasie i musieliśmy zdecydować się na silny środek owadobójczy - niestety działa połowicznie. Śpimy więc w namiotach z drobnej siateczki. W nocy zbliżyłem palec do materiału i natychmiast zostałem ugryziony. Teraz więc nawet na noc smarujemy się DEET'em. Masakra.
Studzienki zapełniły się wodą i chyba się zapchały, bo woda w nich stoi. Całe szczęście, nie mieszkamy przy żadnej, bo walą tak, że odechciewa się oddychać. Poza tym jest gorąco i strasznie wilgotno, co wbrew pozorom nie jest takie fajne. Dzięki temu dostaliśmy potówek na ciele. Jednym słowem, zrobiło się kiepsko. No i z każdym dniem jest cieplej.
Artyści uliczni zaczęli malować mury i stare budynki. Lubię graffiti, gdy nie są to tylko mazy.