Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2023

Kathmandu. Therapy Camp.

  Ostatnio ciągle pracuję. Ludzie mi piszą, że nam fajnie, bo mamy czas na wypoczynek. Ale my nie jesteśmy na wakacjach i tego ludzie nie potrafią zrozumieć, bo praca kojarzy im się z wstawaniem o tej samej porze i wykonywaniem rutynowych czynności. A ja pracuję online, choć jak widać nie tylko. Przyjmuję też pacjentów odpłatnie i jak tylko mogę, pracuję charytatywnie, co sprawia mi wiele przyjemności. Lubię to, co robię. Więcej  tutaj.

Kathmandu. Lekarze i fizjoterapeuci

Spotkaliśmy się z naszą zaprzyjaźnioną ekipą specjalistów z Poznania, którzy pomagają Nepalczykom odzyskać zdrowie lub czynią, że ich życie jest bardziej znośne. Mnóstwo fajnych ludzi założyło tu Kathmandu Therapy Camp, przywozi protezy, wózki i inne przedmioty usprawniające poruszanie. Wielki szacunek!

Kathmandu. Thamel.

Thamel jest rozrywkową dzielnicą Kathmandu. Znajdują się tu dziesiątki muzycznych klubów, salony masażu, domy uciech, sklepy z pamiątkami i zagranicznymi towarami. Jest raczej drogo i zawsze głośno. Z dzielnicy, na której mieszkamy, jedzie się 20-30 motorem. Taksówką o 10 minut więcej.  Namówiliśmy Chandrani na wynajęcie hotelu na Thamelu, bo gdy jest się w Kathmandu kilka dni, to najlepsze miejsce. Thamel znajduje się w samym środku miasta i dojazd do wszystkich innych miejsc jest stąd najłatwiejszy. 

Kathmandu. Chandrani.

  Rudrani Chandrani poznaliśmy w New Delhi, wiele lat temu. Oprowadzała wtedy polską wycieczkę wojskowo - lekarską, po stolicy Indii. Zatrzymali się w tym samym podłym hotelu, w którym mieszkaliśmy, no i tak się wszystko zaczęło. Chandrani jest praktykującą hinduską pochodzenia polskiego. Przyjechała do Nepalu, żeby się z nami spotkać. Pokazaliśmy jej ładny Nepal, ten jeszcze nie zniszczony przez zafascynowanych zachodnim światem ludzi. 

Kathmandu. Powrót do brudnego domu.

Nasze mieszkanie zostało odnowione (budynek) i gdy przyjechaliśmy, poszerzali bramę wjazdową. Tego właśnie potrzebowałem. Hałasu i dźwięku piły od ósmej rano. Dodatkowo sąsiedzi sprzedali dom i nabywca rozpoczął remont. Dodatkowo powietrza w Kathmandu praktycznie nie ma a poziom zapylenia jest tak wysoki, że nie widać nawet wzgórz (za którymi piętrzą się Himalaje, których widok pamiętam z lat dawno ubiegłych). Wokół stupy ludzie chodzą w maseczkach. Ale to nie pomaga.  Denerwuje mnie ludzka głupota i brak poszanowania przyrody. Rok temu krakałem, że w Nepalu katastrofa ekologiczna wydarzy się jako pierwsza. W tym roku nie mam już co do tego wątpliwości...

Gorakhpur-Sonauli. Podróż do Nepalu.

W czasach postkowidowych, podróżowanie bywa kuriozalne a głupota i brak dobrej woli urzędników nie mają sobie równych. Z Gorakhpur, do granicy dojechaliśmy taksówką, za 2000 indyjskich rupii (108 złotych). Tanio, bo to ponad sto kilometrów. Urzędnik nie chciał nas wypuścić z Indii, bo nie mieliśmy... paszportów kowidowych (których nikt już oficjalnie nie wymaga). Ostatecznie po awanturze, zażądałem pieczątki w paszporcie, choć celnik krzyczał, że utkniemy na granicy nepalskiej i do Indii też nas nie wpuszczą. Aplikacje NHS (angielskie odpowiedniki polskiego NFZ) już chyba nie działają, musiałem więc wyczarować przepustki, co zrobiłem w drodze, na telefonie. No i tyle...

Nowe Delhi. Urodziny Marcina.

Urodziny Marcina świętowaliśmy w stolicy. Zjedliśmy dużo, za dużo, ale było smacznie.  Temperatura w Delhi jest o wiele niższa niż w Kerali i ludzie chodzą tu w kurtkach. My jednak nigdy nie ubieramy się do pory roku, tylko do warunków (28°C). I jest nam dobrze.

Fort Kochi. Upały.

Każdego wieczoru, na plażę schodzą się mieszkańcy i żegnają dzień. Nikt raczej słońca nie wita oficjalnie. W sumie to dziwne.  Upały w Kerali sięgają szczytów naszych tolerancji. Dzisiaj było już raczej nieznośnie. Siedziałem pod wiatrakiem i dałem się wyciągnąć Marcinowi na kawę, do klimatyzowanej ciastkarni. Chcieliśmy zamówić piernik, ale okazało się, że był zapleśniały... Wypliliśmy tylko kawę.

Fort Kochi. Nocne wizyty.

Ten kot na zdjęciu, jest złośliwym Hindusem (a nie wygląda). Wchodzi nam do walizek, pudeł i nie pozwala spać. A dzisiaj przeszedł samego siebie. Wyłamał moskitierę i wszedł przez wywietrznik, zaplątując się w jakieś kable. Krzyku narobił... Pomogłem. Ale jak zrobił to drugi raz o czwartej w nocy, dostał ścierą w łeb i na szczęście się obraził.