Każdego wieczoru, na plażę schodzą się mieszkańcy i żegnają dzień. Nikt raczej słońca nie wita oficjalnie. W sumie to dziwne.
Upały w Kerali sięgają szczytów naszych tolerancji. Dzisiaj było już raczej nieznośnie. Siedziałem pod wiatrakiem i dałem się wyciągnąć Marcinowi na kawę, do klimatyzowanej ciastkarni. Chcieliśmy zamówić piernik, ale okazało się, że był zapleśniały... Wypliliśmy tylko kawę.