Imprezuję. Bez przerwy, i końca nie widać. Nie mogę jednak ukryć, że dzieje się tak tylko dzięki mojemu bezdennemu ekstrawertyzmowi. Częstochowa bowiem, to oko cyklonu: bezruch i brak nadziei na poprawę.
Spotykam się z: rodziną, znajomymi i tymi, których nie znam. Rozmowy z tymi ostatnimi należą do najbardziej zabawnych. Wczoraj w tańcu i szaleństwie odkryłem, że podrzucam uczennice drugiej klasy LO. Wiek to tylko numer... bez przenośni.
Marcin został w Londynie. A ja szaleję. Za dwa dni zaczynam pracować, ale póki co: nie trzezmwieję i nie sypiam. Bo i po co?