Jest wpół do pierwszej, a ja piję whisky i patrzę w swoje niewyraźne odbicie w szybie, w drzwiach, oddzielających salon od korytarza. Marcin bierze prysznic, bo stwierdził, że czuje się nieświeżo i hałas lejącej się wody zagłuszył na chwilę kaszel sąsiadki. Pewnie złapała koronawirusa, bo kaszle ciągle, kaszlem suchym i nieprzerwanym. Przyzwyczailiśmy się do tego i już nikt nie zwraca na to uwagi, tak jak na histeryczne jazgoty lisów walczących każdej nocy z kotami.
Jednak do papug przywyknąć nie mogę; budzą mnie każdego poranka, wcześniej niż potrzebuję wstawać. Dlatego nie lubię londyńskich, dzikich, zielonych papug, z tego samego względu, dla którego nie lubię budzików. Nic osobistego. Prawie.
Z gorących newsów mogę zdradzić, że wyrzuciłem łóżko na śmietnik. Kupiliśmy je trzy lata temu i było drogim meblem. Szybko zaczęło szwankować i gdy kolejna rzecz w nim zawiodła, postanowiłem je uśmiercić. Nie pozwoliłem mu za karę być czyimś rupieciem z drugiej ręki. Kupiłem piłę i z radością sadysty pociąłem je na kawałki, włożyłem do czterech worków i zutylizowałem. Pełna eksterminacja i wiele satysfakcji.