Tak się zastanawiam, co wydarza się, jako pierwsze i myślę, że są to wrony. Nie wiem, czemu tak kraczą nad ranem, ale zawsze mnie tym budzą. Następnie kłócą się ze sobą: lisy i lokalne koty. Brzmią jak płaczące dzieci. Potem wychodzi sąsiadka, nasza przyjaciółka, ze starą suczką i wtedy mniej więcej jest siódma rano.
Wstaję dużo wcześniej od Marcina i zazwyczaj idę na siłownię. Piję kawę na rogu i rozmawiam z właścicielką zazwyczaj o jakimś kuriozum, których teraz więcej niż trzeba. Gdy wracam do domu, Marcin jest już przebudzony i idziemy na lunch. A potem rozchodzimy się do swoich prac. Kończymy późno. Ale obaj lubimy to, co robimy.
Dzisiaj siłownię udekorowali pajęczynami. A trenerzy personalni poprzebierali się za ufoludki. Chyba im się pomyliły święta, albo z powodu Brexitu zabrakło kostiumów zombiaków.