Przejdź do głównej zawartości

Stambuł. Zima.












Zima rozgościła się na dobre w całej Turcji. Grecy i Włosi mają podobnie. Mnie biały puch i chłód na początku śmieszyły, ale szczerze mówiąc jestem już nim zmęczony, poza tym siadły mi zatoki i leje mi się z nosa i od tego drapie w gardle. Sobota miała być zabawowa, miał być masaż i tańce, a zamiast tego są ciepłe napoje i jakieś tam witaminy, węgle, cynki, pierdulinki i wkurw. Shit! (*・~・*)

Wkurzam się też okropnie tym, co w Polsce. Dwa miesiące temu otworzyłem tam konto bankowe, żeby ułatwić ludziom płatności no i każdego dnia na tym tracę. Złotówka leci na pysk... Jak tak dalej będzie, to zwyczajnie zrezygnuję z polskiej waluty.

Źle się dzieje. Pomoc bez mądrości jest bezmyślnym rozdawaniem, które na dłuższą metę wszystkim zaszkodzi. Ludzie stracili balans i to, co się w tej chwili dzieje jest obrazem działania histerycznego. Trzeba wiedzieć, że najlepiej dać wędkę, a rybę tylko w wyjątkowej sytuacji i to przez krótki czas. Polacy rozdają same ryby, odejmując sobie od ust. A to już nienormalne.

Rozwalają mnie facebookowe ogłoszenia typu "darmowy masaż dla obywateli Ukrainy", "czy ktoś nie ma rowerka dla dwóch chłopców (muszą być nowe)", "hurtownia zatrudni wyłącznie uchodźców". WTF? Czy pomoc na tym polega? Nie. Nie i jeszcze raz nie. 

Z ciekawości przeczytałem ilu innym uchodźcom pomogła Polska w niedalekiej przeszłości. Niewielkiej. Bo tamte, inne dzieci i ich matki, choćby zdychały jak bezdomne psy, miały niewłaściwy kolor skóry lub wyznanie...

Czeka was w Polsce trudny czas. Ten jakże charakterystyczny dla polskiej nacji zryw, szybko minie. Nie dacie rady wykarmić dodatkowych dwóch milionów osób. Z tego co wiem, brakowało kasy w każdym sektorze a tu nagle polski rząd będzie wypłacał zasiłki, przyjmie dzieci do szkoły, chorych do szpitali i zapewni (?) pracę takiej ilości ludzi? 

Świat stanął na głowie. Dzisiaj na północy Europy ludzie leżakowali w parkach, a na samym południu lepili bałwany. Ale bałwany ze śniegu wkrótce się roztopią, a ci z krwi i ciała pozostaną bałwanami. 

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...