Rocznicę ślubu rodziców obchodziliśmy dosyć hucznie, oni wewnątrz częstochowskiego mieszkania, a my na tarasie z powodu ciepła. Wypiliśmy ponad pół litra whisky, gadając o wielu rzeczach, z czego niczego nie zapamiętałem.
A my się meblujemy. Kupiliśmy sobie dwa ogromne, naścienne płótna, kwiaty: żywe i sztuczne (te ostatnie do dekoracji), wróżki (będą nas pilnować - widać je w drzwiach) oraz girlandy z jednorożców, które wybrał Marcin i zawiesił w moim gabinecie, gdzie pracuję i prowadzę zoomy.
No i tyle. Okropnie bolą mnie ramiona, nie wiem czy po siłowni, czy po jeździe na motorze...
