Przejdź do głównej zawartości

Malbork. Powrót do przeszłości.










W lipcu 1987 roku umarł mój wujek Wiesiek. Zaraz po pogrzebie, pojechałem do Malborka, zaopiekować się Cudkiem, psem-półsierotą. Wdowa po wujku, ciotka Henia pojechała wtedy do Częstochowy, spokojna o psa. Dla mnie był to fajny okres i wstęp do wolności, jaką daje niezależność.

Przypadek sprawił, że pojawiła się okazja pracy w budce z kiełbaskami. Znałem już wtedy dość dobrze język niemiecki i po próbnym dniu okazało się, że świetnie sobie radzę z niemieckimi klientami. Zarabiałem mnóstwo pieniędzy i dostawałem naprawdę ogromne napiwki. To był naprawdę świetny czas. 

Kolejnego lata znów wymieniłem się z ciotką i spędziłem miesiąc wakacji w Malborku, zabierając ze sobą moje dwie przyjaciółki - Glancki. Imprezy były legendarne i duch, który prześladował jedną z dziewczyn mrozi krew w żyłach do dnia dzisiejszego. To było dziwne...

Teraźniejszość:

Malbork wyłaniał. Centrum jest czyste, kolorowe i pełne turystów. Dość mało tu jednak restauracji. Zamek wygląda tak jak wcześniej, zmieniły się tylko zasady wpuszczania ludzi. Zbierają grupy turystów i wchodzą o określonej porze do środka. Dzięki temu zwiedza się w tłumie. To nie jest dobra zmiana.

Poszlismy też na osiedle, gdzie mieszkała ciotka. Trafiłem od razu. Odżyły wspomnienia, te opisane powyżej i jeszcze wcześniejsze, gdy "naprawiałem" z wujkiem Maciusia, śpiewałem rodzinie piosenki, albo gdy podarłem białe spodnie komunijne, doprowadzając babcię Irenę do szału.

Marcin zupełnie nie współodczuwał moich myśli, to mnie akurat nie dziwi. Jednak zupełnie olał moją euforię i wiele tym zepsuł. Następnym razem pielgrzymki do przeszłości odbędę samotnie. Tak będzie lepiej.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...