W Warszawie, jak to w stolicy, impreza za imprezą. W piątek byliśmy w kilku klubach i obaj stwierdziliśmy, że życie gejowskie znacznie się tu pogorszyło (zmieniło?). Mniej klubów i rzucający się brak tłumów. Poza tym ludzie w Polsce lubią siedzieć, więc luźna i niezobowiązująca rozmowa jest utrudniona. Ludzie czasami siedzą obok siebie i nie mają śmiałości pogadać. Wydaje mi się, że kiedyś było inaczej.
W sobotę, zupełnie przypadkowo, do naszego stolika dosiadł się Rafik. Znam go od lat wirtualnie, ale nigdy nie widziałem go na żywo. Przedstawiłem się i powiedziałem kim jestem, ale chyba nie zajarzył. Dziwne, bo naprawdę wiele razy gadaliśmy i wysyłaliśmy sobie zdjęcia. Dziwna jest pamięć ludzka, albo ja pamiętam za dużo.
W sobotę poszliśmy na domówkę. Radek, którego dwie dekady temu poznałem w Londynie, akurat był w Polsce i zaprosił nas do siebie. Niezła impreza z ciekawymi osobami. Dużo ludzi z Ukrainy i Białorusi. A potem poszliśmy na dyskotekę. Za dużo wypiłem. Robię detoks.