Kolejne warsztaty w tym roku. Osiemnaste (chyba). Po raz pierwszy byłem zmęczony. Poza tym, przy dźwiganiu walizki w nierozsądnej pozycji, coś się stało i bolało mnie tak, że każdy ruch wiązał się z cierpieniem. Ale prowadzić warsztaty musiałem, z uśmiechem i nonszalancją. Udało się.
Marcin pomagał mi we wszystkim. Jest cudowny, choć gubi się w papierach i wtedy się złoszczę. Najpierw na niego, a potem na siebie. Na siebie bardziej, bo nie lubię być na niego zły i zrzędzić.
Z tym złym samopoczuciem mam jeszcze jedną teorię, bo czułem się dziwnie. Najpierw, jeszcze przed przyjazdem do Warszawy, kilkakrotnie zrobiło mi się słabo i czułem się naprawdę fatalnie. Trwało to kilka chwil, ale zanotowałem. Potem bolało mnie gardło. Następnie miałem bóle stawow, jakieś łamanie w kościach i senność. Gdy zaczęły boleć mnie plecy, przypominało to zapalenie nerwów. Następnie, pod koniec szkolenia doświadczyłem "mgły mózgowej". Słowa wydobywały się z moich ust i traciłem nad nimi kontrolę. Chciałem się skupić i nie mogłem. Może po prostu, po raz kolejny miałem covid? Wiele osób ma właśnie takie dziwne symptomy?