Mama z Marcinem i ojcem gotowali przez cały dzień, żeby zdążyć że wszystkim na moje urodziny. Ja z Anetą włóczyłem się po częstochowskich knajpkach. Pustki, ale przynajmniej lokalne piwo dobre, a barmani mili.
W urodziny poszedłem na zakupy, przede wszystkim alkoholowe. Odebrałem też ogromny, tęczowy, bezcukrowy, bezglutenowy tort (chyba także bez nabiału). Okazał się zjawiskowy! A potem dmuchaliśmy balony. Tak sobie wymyśliłem i udekorowałem mieszkanie jak salę weselną.
Rodzice przyjechali z wałówką o 16:30. Trzeba było zamawiać taksówkę, żeby dali radę to wszystko przetransportować. Jedzenie nie zmieściło się na stole... Dobrze, że było zimno i wiele garów wystawiliśmy na balkon.