Życie nocne w Nowym Jorku jest bardzo bogate, ale mniej perwersyjne, niż w Europie Zachodniej. Na całą metropolię przypada tylko jedna sex sauna, która ma dość niskie rekomendacje. W klubach poza nagimi tancerzami, niewiele się dzieje w tym zakresie. Są ciemne miejsca, gdzie można robić to, na co się ma ochotę z kim popadnie, ale patrząc na wszystko z perspektywy Amsterdamu, Paryża, Barcelony czy Londynu, jest jak w kościele.
Teraz w dobie PreP i PeP, wszyscy w Europie pieprzą się bez opamiętania, bo tabletki chronią ich prawie w pełni przed HIV. Poza tym są zabezpieczenia innego rodzaju, szeroko stosowane, a chroniące przed mniej groźnymi wirusami. Tutaj jestem mocno zdziwiony.
Fetysze są ograniczone do zabawnych gierek, a nawet jak byłem ostatnio we Wrocławiu, to zapraszano mnie na fetysz party z pieskami (pieski to panowie w maskach psów i ogonkami, wiecie gdzie). W NYC jest znacznie porządniej. Wszystkie cuda i perwersje dzieją się na drugim wybrzeżu, w San Francisco.
Jeśli chodzi o życie nocne tu, to wieczorem wydarzają się imprezy taneczne, mroczne, muzyczne (z czego najbardziej interesują mnie jazzowe), popularne jest tu oglądanie starych filmów na dachach wieżowców i długotrwałe stołowanie się w wysoko ulokowanych restauracjach. Niestety w Nowym Jorku wszystko jest bardzo drogie i na taki obiadek trzeba minimum $500 wydać, za parę. A na imprezie zostawia się minimum $250 (to drugie akurat normalne, porównując z Europą Zachodnią).