Po dwóch godzinach snu, taksówka zawiozła nas na lotnisko w Gdańsku. Napiliśmy się kawy i wsiedliśmy do boeninga. Oczywiście miejsca w drugim rzędzie, tak jak lubię. Lot był raczej trzęsący, nie wiem czemu, bo pogoda piękna. Była mgiełka. Czy to ona spowodowała turbulencje?
Nasz landlord okazał się młodym, przypakowanym (trenuje boks) cis-facetem. Bardzo miły. Odebrał nas z lotniska i pokazał najważniejsze punkty w mieście. Apartament mały, ale przyjemny. Na parterze, przy plaży. Trzeba tylko przejść przez wąska uliczkę, aby znaleźć się nad morzem. Wieczorem padałem na twarz, ale musiałem przeprowadzić zoom. A zaraz potem poszedłem spać i spałem do 10 rano. Marcin też. Potem pracowałem trzy godziny i gdy skończyłem, poszliśmy na kawę i lody. W drodze pokazywałem miejscowość rodzicom. Przez całe 45 minut. Miasteczko jest czyste, senne i raczej bezludne. Do końca miesiąca raczej odpoczniemy.