![]() |
Foto: Martin. |
Od pięciu tygodni chodzimy po chleb do okolicznej piekarni. Piekarz w wieku po 40-tce, zagniata ciasto, czeka aż wyrośnie, formuje kule i potem je rozciąga. Następnie przykleja do ścianek pieca Tandoor i czeka kilkanaście minut, aż chleb będzie gotowy. Chleb, to w zasadzie bagietka. Codziennie świeża, prosto z pieca. Zero w tym sztucznych dodatków i zero problemów z gazami. A smak jak w niebie. Naprawdę jest to najlepszy chleb, jaki w życiu miałem okazję jeść. W Indiach mamy podobną piekarnie, ale chapati to zupełnie inna opowieść kulinarna.
Od pięciu tygodni w Gruzji nie pada (raz w nocy kropiło, ale wtedy spaliśmy). Temperatury dokładnie takie same. Plus 40, z wahaniami o kilka stopni. Generalnie sucho, gorąco i pachnąco. Tu takimi żniwami pachnie, chlebem, winem... Pięknie jest. No i we wrześniu podobno tak samo będzie. Postanowiliśmy oczywiście zostać.