Przejdź do głównej zawartości

Nowe Delhi. Klinika okulistyczna.



Kilka dni przed wylotem do Indii, dowiedziałem się, że mam początki jaskry. W Tbilisi często bolały mnie oczy i miałem światłowstręt. Po przylocie do Polski, poszedłem do okulistki. Zbadała mnie i powiedziała, że nic się nie dzieje, a czerwone oczy według niej miały być skutkiem jedzenia pierogów.
- Te ich mąki wywołują wiele alergii. Ja bym nigdy tam nie jechała. Nie dziwię się, że ma pan przekrwione oczy.
Już wtedy wiedziałem, że gada bzdury. Poszedłem do innej lekarki, w Sopocie. Zrobiła mi dokładne badania i stwierdziła, że nerw wzrokowy już uległ uszkodzeniu. 
- Musi pan coś z tym zrobić, możliwie najszybciej - powiedziała. Dała mi namiar do prywatnej kliniki. 
- Tyle, że ja pojutrze wyjeżdżam do Azji, na długo - powiedziałem. Dała mi krople, regulujące ciśnienie w oku.
Gdy wyszedłem z gabinetu, zacząłem szukać klinik, specjalizujących się w leczeniu jaskry. Znalazłem rekomendowaną i po rozmowie z lekarzem, zrobiłem zabieg tego samego dnia na jedno oko, a dzień później, na drugie.
Teraz w Delhi, musiałem sprawdzić, czy wszystko jest w optymalnie najlepszym stanie. Ciśnienie spadło z 22 na 18. Jest ciągle za wysokie. Zmieniono mi krople, mam teraz sześć różnych i jedną maść do oczu. Dobrą wiadomością jest fakt, że pole widzenia nie zostało naruszone. Będę musiał, co pół roku kontrolować wzrok, brać krople i jeśli zacznę tracić wzrok, będę musiał poddać się skomplikowanym operacjom, dzięki którym proces utraty wzroku zostanie spowolniony.
- Na razie jest dobrze. Proszę brać krople i się nie martwić. Nie sądzę, żeby cokolwiek wydarzyło się w przeciągu następnego roku. Będziemy działać. Mam 35 lat doświadczenia, a u pana jest to bardzo wczesne stadium, a ewentualne osłabienie pola widzenia jest tylko prognozą, a nie faktem.

Po powrocie do Delhi z gór, mam do niego przyjechać. W kwietniu.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...