Dzięki zmianom klimatycznym, różnice temperatur w wysokich górach powodują powstawanie kłębów chmur, które zasłaniają najpiękniejszy w świecie widok. Góry widoczne są tylko rano, a potem znikają. W najbardziej północnych częściach Indii (gdzie jedziemy) lawiny i powodzie zdarzają się częściej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wczoraj też zauważyliśmy, że pola herbaciane wyglądają inaczej. Wiele krzaków było uschniętych, i choć się na tym nie znamy, stwierdziliśmy, że jest inaczej niż wcześniej (jesteśmy tu zawsze w styczniu).
Podaj też jest inna. W Bodhgaya było dużo cieplej i bardzo sucho. Zazwyczaj kupowaliśmy kocyki lub poncha, a teraz chodziłem tak bardzo odkryty, jak się dało, smarując się filtrem 50+, aby uniknąć poparzenia. W Darjeelingu jest też inaczej. Ale trudno mi to określić. Jakaś inna aura, inne powietrze. Nie chcę się jednak wkręcać.
Upadają też budynki. Te piękne, wzniesione przez Brytyjczyków, mają już swoje lata. Czas świetności mają już za sobą. A Indusi są ślepi na piękno i nie szanują komfortu. Żyją bardziej jak dzicy. Latają coś wtedy, gdy się wali i robią to w najbardziej niedbały z możliwych sposobów. Śmieci wyrzucają na ulicę, potem je spalają, powodując smog i zwiększając zanieczyszczenie. Żaden z ich samochodów nie ma katalizatorów, woda jest niezdatna do picia, dlatego trzeba używać tej w plastikowych butlach, które potem się spala... szkoda słów i energii. Myślę, że wydarzy (ł) się tu ekologiczny kataklizm i wszystkie powody, dla których tu jesteśmy znikają jeden, po drugim. Trzeba wybrać nowy kierunek.