10...9...8...7...6...5...4...3...2...1...
W każdym kraju, ludzie odliczają podobnie. Zazwyczaj są już pijani, wtedy odczuwają emocje bardziej infantylnie. Alko pomaga im "wybaczyć", "snuć plany" i wierzyć, że w jakiś cudowny sposób się zrealizują. Ci, którzy nie piją, mają w zasadzie podobnie. Tak jakby rzeczywiście pomiędzy 31 grudnia, a 1 stycznia istniał mur, za którym wszystko się zmienia. W naszym przypadku, doświadczamy jeszcze dwóch "sylwestrów": tybetańskiego i nepalskiego. Idea jest dokładnie taka sama.
Ludzie generalnie chcą lepszego zdrowia. Sęk w tym, że plany wielkich zmian porzucają najdalej w połowie stycznia. Przede wszystkim dlatego, że nie mają pojęcia o tym czym jest dieta i właściwe odżywianie. Wieża ludzka opiera się na idiotycznych tik-tokach oraz kretynach i kretynkach, propagujących kolejne limitowane diety prowadzące donikąd. Poza tym wszystkie znane mi osoby zjadają za dużo leków. Nie ćwiczą i ciągle się czymś martwią. Obawiam się, że rok 2024 będzie dla nich "kolejnym ciężkim okresem".
Ludzie chcą kasy. Ale wolą swoje rutyny, wydawanie pieniędzy na kolejny bezużyteczny przedmiot, ciuch, kosmetyk. Czasami odwiedzając znajomych za głowę się łapię, gdy widzę całe regały zapełnione kosmetykami. Gdybym tak kupował, również nie miałbym pieniędzy. Mamy z Marcinem jeden szampon, myśli, piankę do golenia i pastę do zębów - ziołową, bez fluoru. I jak coś się kończy, to kupujemy następne. Dodatkowo pilnuję, żeby zużywać wszystko do ostatniej kropli lub kawałka. A ubrania? Raczej nie kupujemy, chyba że rzeczywiście coś jest potrzebne. Ścierki? Miałbym kupować ścierki? Od czego są stare i podarte bluzki? No właśnie.
Jedna z moich przyjaciółek ma tyle ubrań, że nie ma już ich gdzie upychać. Zresztą wiele innych też tak ma. I one nie mają kasy na wakacje. Też bym nie miał...
Wreszcie ludzie chcą aby ich życie było fajne, interesujące, pełne przygód. Tutaj ogarnia mnie pusty rechot. Słów brakuje. Potem trochę współczuję.
Ludzie robią wszystko, co w ich mocy, aby ich życia były tak beznamiętnie jak tylko to możliwe. Pracują w stresujących warunkach. Wola poleżeć i patrzeć bezmyślnie na FB-filmiki, zamiast zająć się czymś co ich uszczęśliwia. Nie potrafią zmobilizować się do wysiłku, żeby zrobić coś fajnego. Zamiast poświęcić swój czas najbliższym, siedzą i użalają się nad sobą twierdząc, że czegoś się nie da.
Wszystko jest na później, teraz nigdy nie jest właściwym czasem, zmiany są zbyt trudne i wszystko co fajne musi poczekać, aż te niefajne się wypali.
Powiem wam sekret. Niefajne się nie wypali. Spopieli was w końcu, razem ze wszystkimi marzeniemi. Tak wygląda prawda i nie ma w tym nic brutalnego.
Mimo wszystko mam (tak samo idiotyczną i opartą na mrzonkach) nadzieję, że się obudzicie i zaczniecie żyć szczęśliwym, fajnym, pełnym uniesień życiem. Mnóstwo dobrej energii wam posyłam.
Ps. Sylwester mieliśmy upojny.