Przejdź do głównej zawartości

Częstochowa. Tańce i zabawy oraz praca.


Przemieściliśmy się w czasie i przestrzeni dość szybko. Z Delhi pofrunęliśmy do Zurychu, a stamtąd do Gdańska. Sprawnie poszło, łóżka w samolocie były wygodne i się wysypaliśmy (choć Air India ma szersze leża). Dużo zjadłem w tej podróży, bo urzekły mnie sery i wędliny, których w Azji nie ma. Więc jem i jem. I Marcin też.

W Gdyni Iksy zapełniły nam lodówkę. Karolina ugotowała pyszną zupę pomidorową i przygotowała różne sałatki. Pycha. Cudowni są. 


Następnego dnia poszliśmy razem na obiad, po którym pojechaliśmy do Warszawy, bo do Polski przyjechałem głównie prowadzić warsztaty. No i szkolenie się odbyło i było naprawdę super. Grupa była świetna, a ja miałem dużo energii i wigoru. 

Potem pociąg do Częstochowy. Miejscówki kupiłem jeszcze będąc w Nepalu, bo potem o siedzenie jest trudno. Spotkaliśmy się z rodzicami, a wczoraj pojechaliśmy kupić im klimatyzację (bo podobno w Polsce upały). Ojciec ciągle narzeka, bo mu za gorąco. Chodzić nie może za długo, gdy siedzi mu nie wygodnie, poza tym traci glos. Ale papierosy pali, jak palił.


Marcin montował im klimę, a ja musiałem jechać pracować. Bo akurat mi się wszystkie kursy online pokończyły: półroczny (niebieski) i kwartalne (pomarańczowy i bioterapia). Łączyłem się więc ze studentami i gratulowałem wytrwałości. Potem musiałem wydać dyplomy i faktury. Skończyłem dopiero o 20:40. Wtedy od rodziców wrócił Marcin i poszliśmy na balety. Pod tym względem Częstochowa jest kiepska, ale ludzie z którymi się spotkaliśmy wypełnili każdą przestrzeń fajnością. 



Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...