Przejdź do głównej zawartości

Londyn. Stare śmieci.

















Czas stanął w miejscu. Centrum Londynu wygląda tak, jakbym był tu wczoraj, a nasze osiedle jest zwyczajnie identyczne. Nawet kosze na śmieci odrapane w tych samych miejscach. Najbardziej zdziwiła mnie brzoza, na którą zawsze zwracałem uwagę (bo rośnie pod latarnią i fajnie wygląda nocą). Nie urosła w ogóle i wątpię aby ktokolwiek ją przycinał.

Przyleciałem wieczorem, podczas wielkiej ulewy. Samolot przebijał się przez szare chmury przez prawie pół godziny. W końcu wylądował, spektakularnie rozpryskując wodę na boki. Jako jedyny miałem parasol (Marcin włożył mi do plecaka), co było zbawienne bo musieliśmy maszerować do odprawy po płycie lotniska i wszyscy byli po tym spacerze przemoczeni do suchej nitki. Lało tak później przez kolejnych 30 godzin. W tym czasie załatwiłem wszystkie urzędowe sprawy, odwiedziłem muzeum i świętowałem urodziny Anety z samą jubilatką. Zjedliśmy, wypiliśmy i przed snem poszliśmy na zupę (dzięki czemu rano nie odczuwaliśmy skutków pijaństwa).

Dzisiaj zaś jest piękna pogoda (dla odmiany w Gdyni pada). Rano spotkałem się z Angie, a później spędziłem godzinę na strychu, szukając dokumentów. Odkryłem, że mimo minimalizmu mamy naprawdę zbyt wiele rzeczy, szczególnie rzeźby, ceramikę i sentymentalne przedmioty (często z podróży). Mnóstwo zdjęć i rzeczy pamiątkowych. I serki kilogramów książek (tych "najważniejszych" (⁠◔⁠‿⁠◔⁠).

No nic. Jutro robię zakupy, muszę pewnie dokupić jakąś walizkę, potem imprezuję z przyjaciółmi i wracam do Gdyni, do Kotka.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...