Znów mam tak, że potrzebuję kilku sekund, aby zorientować się, gdzie się budzę. Przemieszczamy się z taką częstotliwością, że nie jest to oczywiste.
W Warszawie warsztaty poszły naprawdę dobrze. Grupa była zdyscyplinowana i przez cały czas panowała przyjemna atmosfera. Było w tych ludziach dużo życzliwości, a nie zawsze tak jest. W sobotę wieczorem spotkałem się ze swoją siostrą cioteczną - Agnieszką, z którą nie widziałem się od 23 lat. W międzyczasie wyszła za mąż i urodziła dwie córki, z których jedna osiągnęła wiek dorosły.
Było tak, jakbyśmy się widzieli co tydzień. Nawet Marcin wpadł w iluzję "znamy się od zawsze" i było mocno przyjemnie. Będziemy kontynuować w miarę naszych możliwości.
Zaraz po warsztatach pojechaliśmy do Krakowa. Oczywiście praca mnie dopadła, ale poza tym przyjemności. Byliśmy w zoo, które okazało się klejnotem, a potem spotkaliśmy się z Kamilą, która już jutro wraca do Barcelony.
Planowałem rozpocząć dietę, ale poluzowałem pośladki i stwierdziłem, że to nie jest najlepsza pora. Zjadłem pączka i lody, a wieczorem piłem wino w Piwnicy pod Baranami. Odżyło mnóstwo wspomnień i było dobrze.