Zgodnie z planem, wstaliśmy o 8:30 rano i po prysznicach i suplementacji, poszliśmy spacerem na prom, płynący do Helu. Po drodze kupiliśmy gruzińskie buły: Marcin z jagodami, a ja z wiśniami i czekoladą. Kawę wzięliśmy że Starbucks.
Prom z Gdyni do Helu płynie 55 minut, tak też było tym razem. Miasteczko było pełne turystów, dlatego od razu poszliśmy do wypożyczalni rowerów i wzięliśmy dwa "górale", jak to mówi Marcin.
Trasy rowerowe na półwyspie helskim są chyba najlepsze w Polsce. A już na pewno najprzyjemniejsze. Pierwszy stop zrobiliśmy sobie w Juracie. Nie zostaliśmy tam jednak długo, bo trwały remonty. W ciągu dwóch lat powstało kilka hoteli i ekskluzywnych domów, a nasza ulubiona lodziarnia zniknęła.
W Jastarni zjedliśmy obiad w miejscu w którym stołowaliśmy się wcześniej. Kelnerkami były same Ukrainki, co nam w ogóle nie przeszkadzało ale punktacja na Google wyraźnie spadła z tego powodu. Za Chałupami, bardzo spragnieni wpadliśmy do sklepu i kupiliśmy napoje. W końcu dojechaliśmy do Władysławowa gdzie zdaliśmy rowery i poszliśmy na stację kolejową. To było naprawdę bardzo udany dzień.