Przejdź do głównej zawartości

Świecie. Kurs buddyjski i gorączka wyborcza.







Do Świecia przyjechaliśmy późnym wieczorem, pociągiem z Wrocławia, po szkoleniu, które prowadziłem. Podróż szybka, może dlatego, że trochę przysypialiśmy po zeszłonocnych szaleństwach. Padliśmy później od razu i przespaliśmy całą noc.

Rankiem pomaszerowaliśmy do Mariana - znajomego, który zaprosił nas na buddyjskie wydarzenie. Dupseng Rinpocze, wyjątkowy nauczyciel buddyzmu tybetańskiego, przyjechał aby przeprowadzić inicjację Buddy Medycyny. Dla nas była ona szczególnie ważna, bo zajmujemy się leczeniem, a uaktywnienie leczniczej energii przez mistrzów metody pomaga, znacznie zwiększając skuteczność.

Odpływaliśmy w jakieś krainy, wyobrażając sobie niesamowite krainy i krajobrazy, przyjmowaliśmy błogosławieństwa, a na przerwach, gdzieś między wierszami wiła się energia powstała w wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego. Rozmawialiśmy o tym tylko trochę, bo już dekadę temu zdecydowałem nie mieszać się w takie sprawy. 

Jestem jednak niezwykle zadziwiony zaskoczeniem, że wygrywa coraz bardziej skrajną prawica. Przecież nie może być inaczej po tym, co zafundowali nam ludzie lewicy. Od dawna nie idzie to w dobrym kierunku. 

Sam mam dosyć eksperymentów medycznych na ludziach i nigdy nie zapomnę tego, że przez dwa lata wszyscy byliśmy więźniami (próba generalna globalnego manipulowania narodami). Mam dość eko-sreko i prób wmawiania nam, że na przykład bateria jest bardziej ekologiczna niż paliwo. Nie mogę już słuchać o śladach węglowych, pierdolenia o tym, że słomki papierowe są dobre dla zdrowia - bo nie są. Nie zapomnę tego, że w Kanadzie zablokowano ludziom dostęp do ich własnych pieniędzy, bo mieli inne niż rząd poglądy. Nie będę mówił, że Europa jest równie bezpieczna jak kiedyś i że nadmiar emigrantów niczego w tej kwestii nie zmienił... Mógłbym wymieniać i wymieniać, ale mi się nie chce. Wstrzymałem się od głosu i nie chcę w tym brać udziału. 

Jutro kolejny dzień inicjacji. Szykują się niezwykłości...

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...