Upał taki, jak lubię. Inni oczywiście narzekają. Najczęściej ci, którzy psioczą na zimę. Malkontenci. W ogóle kto to myślał, żeby ciągle narzekać? Co oni z tego mają?
W pociągu spotkaliśmy Natalię. Jechała w tym samym wagonie, co my. Znamy się z Nepalu i to naprawdę niezwykłe, spotkać się ot tak. To się nazywa karma.
Jutro zaczynam kolejne szkolenie. Jestem już tak zmęczony, że działam automatycznie. Kocham swoją pracę, ale wolę pracować mniej. Teraz działam na siłę. Poza tym bardzo dużo wydałem i potrzebuję pieniędzy.
W Częstochowie bez większych zmian. Ojciec nadal w szpitalu. Stan ciężki, lecz stabilny. Ma tak wiele chorób, że żyje cudem. Ale żyje. Odpompowali wodę, usunięto płyn z osierdzia, tlen pomógł poprawić działanie prawie obumarłych płuc, no i chyba jest lepiej. Nerki ledwo działają, no ale ruszyły. Wszystkie protezy w układzie krążenia jakoś pracują. Jelita po usunięciu kilkudziesięciu guzów też jakoś zipią, a do ciężkiej anemii organizm widocznie się przyzwyczaił. Tak więc tato pić whisky może nadal i palić tanie papierosy też. I się kręci.
A braciszek ze szpitala wychodzi w poniedziałek. Mama ma fuchę i jedzie go odebrać. Ta kobieta, moja matka, to już zupełnie żyje i działa z rozpędu. No i tu, też się kręci.