W sobotę rano, postanowiliśmy wyskoczyć z Tuluzy, do Andory. Gdy mieszkałem nad Garroną, przynajmniej raz w miesiącu jeździłem do tego małego państewka, na zakupy. Trochę dla siebie, trochę na handel. W tamtych czasach, każdy frank miał znaczenie.
Poszliśmy wiec na autobus i trzy godziny później staliśmy na głównym deptaku handlowym Andory. Trafiliśmy na tydzień jazzowy, poza tym pogoda wyraźnie nam dopisała. Postanowiliśmy zostać na dwie noce. Warto było. Zwiedziliśmy trochę nowych atrakcji turystycznych (film na YouTube), między innymi most tybetański i punkt widokowy z którego widać wiele szczytów, również tych po stronie hiszpańskiej.
Dzisiaj wracamy do Tuluzy. Podobno panują tam niemiłosierne ukropy, więc napewno wyschło nam pranie.