Od rana przygotowuję sie organizacyjnie do szkolenia. Rano wypisywałem faktury i uzmysłowiłem sobie, że przez kilka ostatnich dni pobytu w Polsce mam do zrobienia więcej rzeczy, niż czasu na działanie. Szlag...
Musiałem wydrukować plakaty szkoleniowe. W zwyczajowej drukarni popsuła się dużą drukarka, więc musiałem iść do innej. Pracowali tam sami chłopcy w wieku studenckim(?). Wydrukowali wszystko i wręczyli mi rulon. W domu okazało się, że na kilka przesłanych rycin, wydrukowali tylko pierwszą. Wielokrotnie. Musiałem wrócić. Zrobiłem 32000 kroków.
Teraz wracam. Wpadłem po wino, Haut - Medoc, moje ulubione. Marcin przyrządza kolację. Pewnie kuskus, bo oglądał dzisiaj odcinek z Geslerową, naprawiającą marokańską restaurację. I dużo mówili właśnie o kuskusie.
Mama pojechała po brata i miala go już odebrać ze szpitala. Ponoć jest lepiej. Ojciec także, mimo wielonarządowej niewydolności i ogólnie złego zdrowia, zaczyna zdrowieć, więc ma szansę niebawem wrócić do domu.