Przejdź do głównej zawartości

Tuluza. Odpoczynek.






Nie pracuję. Pod skórą czuję "ale jak to, przecież jest tyle do zrobienia". Muszę sobie samemu wykładać podstawy Mindfulness.

Tymczasem w Tuluzie:

09:00 pobudka

10:00 śniadanie na słodko z kawą i zwiedzaniem starych śmieci. Pokazuję Marcinowi miejsce, w którym mieszkałem przez dwa lata.

12:30 lunch na Esquirol. Jemy sałatki i wypijamy butlę wina. Później chodzimy nad Garroną. Opowiadam Marcinowi o moich starych czasach i pokazuję miejsca, gdzie lubiłem siedzieć.

15:00 upał i wino działają nasennie. Zgodnie z tutejszymi zwyczajami udajemy się na drzemkę. Marcin o 17:00 idzie na krótki spacer, ja śpię do 18:00.

19:30 wychodzimy na miasto. Jest częściowo zablokowane, bo odbywa się tu maraton. Ale da się chodzić. Pokazuję ostatni budynek, gdzie mieszkałem, na poddaszu. Trafiamy bez problemu.

20:30 kolacja. Jemy prawie surowe, ogromne steki i wypijamy butlę czerwonego wina. Kończymy ogromnymi deserami, zaraz przed zachodem słońca (w Tuluzie obowiązuje ten sam, co w Polsce czas i to powoduje, że letnie dni są naprawdę długie. Zachód słońca po 22).

23:00 idziemy do jednego z klubów, ale jest mało ludzi i nie decydujemy się zostać. Wracamy do domu i oglądamy (w zasadzie ja, bo Marcin nie zna francuskiego) francuski program, w którym drag Queenki przerabiają emerytów w przerysowane kobiety. Ich wnuki biją brawo i w ogóle dzieje się tam wiele rzeczy. Malując se gęby, dzielą się smuteczkami i płaczą. Istny cyrk. Wypijam jeszcze kieliszek wina i idę spać.

W Polsce.

Ojciec będzie miał kolejne badania. Wykryli duży guz w płucu, ale nie mogą zrobić badania z kontrastem, bo ma zbyt słabe nerki i wątrobę. Więc w poniedziałek będzie miał biopsję, na myśl o której się denerwuję.

Mamie, po wieczornej rozmowie kazałem się wyspać, bo wygląda jak zdjęta z krzyża. Przykro mi, że muszą przez to przechodzić.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...