Przejdź do głównej zawartości

Tuluza. Stare śmieci.











Lecimy... Piszę notatkę w połowie drogi, pomiędzy Berlinem a Tuluzą. Samolot easyJet jest wypełniony w połowie. Stewardessy próbują sprzedawać napoje, kosmetyki, gazety i inne mało potrzebne rzeczy (no, może poza napojami). Nikt nie kupuje. Nie jestem przyzwyczajony do "tanich" linii lotniczych. W tych innych liniach, zwłaszcza długodystansowych, otrzymujemy zarówno napoje, jak i jedzenie. I wcale więcej nie kosztują. Teraz w sezonie letnim, lot z Polski do Tuluzy, to wydatek kilku tysięcy złotych za osobę. Dlatego tym razem skorzystaliśmy z pomocy przyjaciółki i lecimy prawie za darmo.

EasyJet już prawie nie lata z Polski. Wykończył go Brexit oraz srajdemia. Dlatego z Gdańska pojechaliśmy pociągiem do Berlina, a stamtąd samolotem do Tuluzy. Zapłaciliśmy jakieś grosze za miejsca, bo bilety w zasadzie były darmowe. Nasza dobra duszka pracuje dla tej firmy i ma w zanadrzu kilka biletów dla znajomych. Jestem wdzięczny.

Lądujemy. Trzęsie tak, że trudno mi pisać. W Tuluzie ma być ciepło i chcę w końcu odpocząć. Jestem tak zmęczony pobytem (pracą) w Polsce, że siada mi organizm. Dosłownie! Nie mogę spać, wybudzany się, jestem rozkojarzony, bolą mnie mięśnie, a moje jelita nie chcą być spokojne. Typowe objawy skrajnego przepracowania i najlepsza droga do zawodowego wypalenia. Nie zrobię sobie już takiego maratonu nigdy w życiu.












Wylądowaliśmy. Jedziemy autobusem do mieszkania. Na zdjęciu jesteśmy w bluzach (bo w Berlinie i w samolocie było chłodno), ale tutaj panują upały. W końcu! 

Tuluza jest miastem, w którym zacząłem żyć samodzielnie. Przyjechałem tu nieco ponad 30 lat temu, bez pieniędzy, pomocy czy doświadczenia. I przeżyłem jedne z najfajniejszych lat, nauczyłem się francuskiego, poznałem wszystkie kolory życia. Brzmi poetycko, ale naprawdę tak było. Od skrajnej "dupy", do nieboskłonu i błogosławieństwa niebios. 

Będziemy szukać tu mieszkania. Chcę mieć tu oazę. Jutro odwiedzimy moje stare katy a potem kilka agencji nieruchomości. A teraz idę spać.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...