Przejdź do głównej zawartości

Osaka. Ukropy











Temperatura w Osace przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Jest mi za ciepło (i ja to piszę?). Pozytywna rzecz - poznałem swój limit. Moja skóra powiedziała "ja wysiadam". Jestem z tych delikatnych, poza tym mój własny pot, jeśli w nadmiarze podrażnia powłokę wspólną. Więc pojawiły się potówki, a na plecach plamy. Nie oszczędziło nawet miejsc bardziej dyskretnych, bo po spacerach majtki są również mokre. Mam krem z miodu hanuka i dokupiłem sobie maść w japońskiej aptece. Bardzo przejęty farmaceuta, prawie wywrócił półki z maściami, szukając właściwej. Sprawdziłem na Googlach i wybrał taką, jaka mi odpowiada. Naturalną, bez dodatków (na przykład sterydów). Maści pomagają już po pierwszym użyciu.

Zaczynam powoli pracować, w zasadzie przygotowywać się do pracy. Kręcę krótkie wykłady i zaczynam organizować jesienne kursy. Ale będzie ich znacznie mniej. Nie mam przestrzeni na pracę za kilka osób i wspomaganie wszystkich wokół. Przez ten nadmiar zajęć zminimalizowałem odczuwanie przyjemności. Bo niby kiedy mam ją czuć? Poza tym chyba jestem gotowy na ostatnią i najtrudniejsza terapię otrzepania się z nieuświadomionych traum. Każdy dorosły człowiek powinien coś takiego zrobić.

Za miesiąc zaczynam studia podyplomowe. Psychoterapia. Dwa lata nauki. Prowadziłem różnego rodzaju terapie, ale chcę jeszcze zdobyć umiejętności klasyczne. Nie wiem czy kiedyś wykorzystam to w praktyce, ale niby po co mam się nad tym zastanawiać? Skończyłem m. in. Filozofię oraz Poradnictwo Zawodowe i Pośrednictwo Pracy. No i co? No w sumie przez lata byłem głównym HR w Tesco, a filozofia dodała mi blasku...

Piszę kolejną książkę. Zaczynam dopiero ale planuję "przysiąść". Refleksologia ręki i dłoni. A na wiosnę mam w planach meridiany. Jedna rzecz muszę tylko sobie zorganizować - czas pracy i szanować się jako pracownika. Od 8 do 15 i koniec. Reszta czasu dla mnie. Mam niestety tendencję do wpadania w wir pracoholizmu i pracować po 16-18 godzin, gdy coś mnie pochłania.


Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...