Przejdź do głównej zawartości

Osaka. Życie codzienne.

















Wakacje dobiegły końca, ale upały nie. Nadal jest i będzie gorąco. 40°C z wahaniami o 3-4 stopnie w ciągu dnia i przyjemne 31°C późnym wieczorem. 

Pracuję od 12:30 do 17:30. Głównie piszę książkę, ale także przygotowuję się do wykładów i kręcę filmy. Niedługo rusza wiele warsztatów i szkoleń, a ja zmieniłem program, żeby było jeszcze ciekawiej.

Dzień powszedni wygląda mniej więcej tak: budzimy się o 10:30 - 11:00, następnie mam czas na bardzo powolną toaletę poranną i prasówkę. Słucham też książek, 45 minut, najczęściej w wannie. Relaksuję się, zamykam oczy i przechodzę do innych krain. Następnie jemy lunch. Marcin przynosi bento i sałatki z lokalnej restauracji. Jemy i rozmawiamy. Później zostaje sam i pracuję. Solidnie, bez zbędnych przerw. Marcin wraca o 17:30. Wtedy ja wychodzę na spacer. Znów słucham książek i nagrywam się przyjaciołom na ich What's upy. Nazywamy to prywatnymi podcastami. Mam cztery osoby, z którymi w ten sposób się komunikuję. Codziennie ale nigdy na żywo. Z kolejnymi kilkoma osobami wysyłamy sobie wiadomości tekstowe i zdjęcia. Rozmawiam tylko z rodzicami. Również codziennie. Prawie. O 19:30 dzwonię do Marcina i umawiamy się na kolację, którą jemy w restauracji. Chodzimy na japońskie jedzenie, ale czasami jemy frytki. W piątki umawiamy się z lokalsami na piwo i jakąś imprezę. Soboty i niedziele spędzamy razem, zwiedzając. Proza życia. Ale miła.

W przyszłym tygodniu chcę jechać do Hiroszimy. Dawno tam nie byłem i chcę odwiedzić niektóre stare kąty. I jeszcze, ale to może za dwa tygodnie chcę podjechać na największą japońską plażę. Pod koniec sierpnia może będzie odrobinę chłodniej, więc mamy szansę się nie zwęglić.

Będziemy tu do połowy września. Potem postanowiłem przeprowadzić się na trochę do Południowej Korei. Wynająłem już dom przy plaży i kupiłem bilety na prom. Wrzesień będzie raczej pracowity, dlatego chcę mieć dostęp do morza i fal. 

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...