Jesień nadeszła zgodnie z kalendarzem, przynosząc ze sobą dwa dni intensywnego deszczu. Gdy w końcu wyszło słońce, powietrze wypełniło się zapachem tej pory roku, a kolory świata zyskały nowe wibracje. Temperatura spadła z upalnych 45 do przyjemnych 27 stopni, co definiuje jesień w Korei jako piątą porę roku – późne lato. To czas obfitości, kiedy Ziemia wydaje plony, a wszystko dojrzewa w idealnych warunkach.
Jednak dla mnie jesień oznacza także zapalenie zatok. Zmagam się z tym co roku, a w tym roku sytuacja jest szczególnie uciążliwa. Mimo że nie czuję się chory, śluz spływający po gardle utrudnia mi życie. Walcząc z katarem, płuczę gardło solanką, chcąc uniknąć tabletek. Zauważyłem, że wilgoć nadmorska to mój wróg – zawsze po saunie wychodzę z katarem. Ograniczyłem nabiał i cukier, ale nauczenie się pokory zajmie trochę czasu.
Z radością kończę kolejną książkę o refleksologii rąk, która z pewnością ucieszy moich kursantów. Poświęciłem jej sporo czasu w Japonii i Korei, więc mam nadzieję, że będzie równie użyteczna jak poprzednie publikacje. Książka jest w korekcie, a po dwóch tygodniach trafi do składu i drukarni, by wkrótce dotrzeć do czytelników. Marzy mi się także napisanie bardziej osobistej książki.
W najbliższy poniedziałek wyruszamy do Seulu pociągiem, co oznacza kolejne pakowanie. Mimo że nie żegnam się z Busan z żalem, to nie chce mi się wszystkiego znów układać. Planujemy kolejne destynacje, ale czujemy się trochę zagubieni. Lubię ciepło, ale po trzech miesiącach upałów jesteśmy już zmęczeni. Może lepiej poszukać wyspy z chłodnym wiatrem od morza, bo mam już dość dusznych dni, które zapychają mi umysł.