Przejdź do głównej zawartości

Busan. Koreańskie plaże.







Upał. Każdego dnia: słońce, niebieskie niebo, plus 36 °C w cieniu, brak wiatru, brak opadów, wilgotność na poziomie akceptowalnym. Lepiej niż w Japonii.

Plaże szerokie, piaszczyste, czyste, niezbyt zatłoczone. Woda przejrzysta, ciepła (27°C), bez zapachu. Za plażą deptak, oddzielony od niej iglastymi drzewkami. Przy nim same kawiarnie, restauracje i lodziarnie. Bezpłatne kible co 500 metrów.

Ludność raczej koreańska, czasami zdarzają się skośnookie mniejszości chińskie, malezyjskie, filipińskie. Turyści to głównie Amerykanie, jest też trochę Rosjan, Hiszpanów i czasami zdarza się usłyszeć szeptany polski (ten dziwny polski wstyd albo poczucie niższości?).

Ceny, takie jak w Japonii. Nie jest drożej. Hotele w cenach od 250-1000 złotych za dobę (my za apartament płacimy 300 złotych za dobę). Posiłek to wydatek 45-60 złotych za osobę. Można taniej i drożej. Staramy się żyć skromnie, ale też nie przesadzać i nie oszczędzać na jakości, więc wydajemy średnio 300 złotych na osobę, za dzień. Piszę o wydatkach, bo miałem dużo pytań. Podsumowując miesiąc popytu tutaj, na parę, na poziomie turystycznym, to wydatek 8000 złotych za mieszkanie (budżetowo będzie to 6000). Wydatki inne na parę od 12000 (bardzo skromnie) do 30000 złotych (turystycznie). Plus lot. 



Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...