Przejdź do głównej zawartości

Busan. Paplanie na ekranie.








W Busanie trwa intensywna ulewa, która zdaje się przekształcać pory roku. Jeszcze niedawno zmagaliśmy się z upałem, a teraz zapowiadają piękną, ciepłą, słoneczną jesień z temperaturami sięgającymi 27 stopni każdego dnia.

Siedząc tutaj, obserwujemy wzburzone morze i przeglądamy wiadomości ze świata. Z uśmiechem na twarzy oglądam, jak facet rzuca psu butelkę, a w wyniku tego łamie krzesło pod sobą. Pies dostaje w łeb i w rewanżu zjada mu ciasto. Marcin dzieli się ze mną nagraniem mężczyzny, który opowiada o strategii zmuszania ludzi do korzystania z "eliksirów" na srajdemię. Prosta strategia, niczym system w samochodzie, który wymusza zapięcie pasów. Będzie piszczeć, dzwonić, aż w końcu człowiekowi będzie wszystko jedno, byle tylko to denerwujące piszczenie przestało. Gdybym miał auto, z pewnością uszkodziłbym taki system, bo to ja decyduję o swoim bezpieczeństwie, a nie nikt inny. Nie mogę znieść nie tyle podłości rządzących, co bierności ludzi. Kiedy słyszę: "po co się denerwować sprawami, na które nie mam wpływu", od razu wiem, że mam do czynienia z niewolnikami systemu. Już stali się trybami i tak pozostaną, aż ich ziemia pochłonie.

Rozmawiam też o Niemcach i ich działaniach. Walczyli z najeźdźcami, ignorując wszelką krytykę. Poprawność polityczna zdusiła wszelkie wątpliwości. Pamiętam, jak kilka lat temu, gdy społeczność napływowa sprzeciwiła się postawieniu drzewka świątecznego w europejskim miasteczku, protestowałem, podpisując petycję. A niektórzy Niemcy i im podobni twierdzili, że musimy zrozumieć obcych. W rezultacie wiele osób zmieniło wygląd niegdyś pięknych miast. Podróżując, czułem się jak na śmietniku w takich miejscach jak Neapol, Wiedeń, Hamburg, Berlin, Paryż, Grenoble i wielu innych. Lubię różnorodność kulturową, ale nie znoszę czuć się jak w rynsztoku. Osobiście nie wybaczę, że zniszczyli moje ulubione miejsca. Wracając do Niemców - wciągnęli nas w tę sytuację, a teraz wprowadzają kontrolę i wypychają uchodźców, bo nagle zrozumieli, że jest ich zbyt wielu i że można pomagać jednostkom, a nie wszystkim na raz.

Ostatnio żyliśmy w cieniu powodzi. Wiele naszych znajomych i przyjaciół zostało zalanych. Byliśmy w stałym kontakcie, obserwując z Korei, jak woda zalewa ich domy. Nie mogłem znieść, gdy "eko-sreko" debile twierdzili, że to nasza wina. To nie tak, że jakiś idiota zniszczył wał w Jeleniej Górze, ani że ekoterroryści blokowali budowę wałów przeciwpowodziowych, uznając, że los zimorodków i kwiatów jest ważniejszy od życia ludzkiego. To nie tak, że lokalne władze miały w nosie inwestycje przeciwpowodziowe, czekając na piasek do ostatniej chwili, często bezskutecznie. Eko-sreko mówią, że to nasza wina, bo odkręcamy zakrętki od butelek, jemy mięso czy podróżujemy. Rzadko angażuję się w system, nie interesuje mnie chaos, który wywołują oszołomy pragnące zmniejszyć populację. Ale to, co dzieje się w Europie, to jakiś obłęd. Kiedy ktoś mówi mi o samochodach na baterie, mam ochotę wrzucić go do dołu, gdzie dzieci wydobywają kobalt potrzebny do ich produkcji. Nie wiem, kto wymyślił ten pomysł, ale za 20 lat, kiedy góry toksycznych baterii będą leżały wszędzie, będzie za późno, by szukać winnych.

Nie podoba mi się, co robi Unia Europejska. Nienawidzę inwigilacji i prób naruszania naszej prywatności. Ograniczenie gotówki na korzyść cyfrowych pieniędzy oceniam bardzo negatywnie. Wkurza mnie także promowanie kredytów i życia na dług, które wciąga ludzi w długi. Nigdy nie zapomnę, co zrobił Trudeau, tyran Kanady, sięgając po Emergencies Act, który zablokował dostęp do gotówki protestującym, ani arogancji Merkel, która mówiła "poradzimy sobie", co oznaczało niekontrolowany napływ emigrantów. Nie zapomnę też balang premiera Johnsona, gdy my, zwykli londyńczycy, byliśmy uwięzieni w domach. Jak można zignorować te wszystkie kłamstwa związane z srajdemią, manipulacją i odbieraniem wolności?

Mieszkam w Azji, gdzie wolność paradoksalnie świeci coraz jaśniej. Może to tak, że wolność emigruje, zmieniając miejsca niczym pory roku? O tym wiele razy myślałem. Przez ostatnie miesiące płaciłem tylko gotówką. 100 jednostek ma wartość 100 jednostek. Nikt nie pobiera haraczu za wyciąganie pieniędzy z bankomatów czy prowizji za transakcje. Jaki to absurd, że za możliwość zjedzenia zupy muszę płacić jakimś bankom lub właścicielom kart? A co, jeśli kolejny szaleniec postanowi zablokować nam dostęp do gotówki, bo na coś się nie zgodzimy? To bardzo prawdopodobne...

Nie nakręcam się, po prostu dzielę się przemyśleniami z dzisiejszej rozmowy z Marcinem i grupą przyjaciół, z którymi codziennie wymieniamy się tym, co nas spotyka. Czasem rozmawiamy o przepisach kulinarnych, innym razem dzielimy się poglądami. To nam dobrze robi.

Najważniejsze jest, aby nie pozwolić potworom mówić nam, jak mamy żyć, na co wydawać pieniądze, w co wierzyć, z kim sypiać i jak się zachowywać. Nasze życie musi być naszym wyborem. Mamy prawo podejmować dobre i złe decyzje, przemyślane i spontaniczne, oraz zmieniać zdanie, ile razy tylko zechcemy.

Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...

Trójmiasto. Piątek 13-tego.

  Trochę ostatnio za dużo jadłem. Wakacje są fajne, gdy człowiek nie ma ograniczeń, ale nabiera się ciała. Jestem za stary, żeby się katować. Liposukcja laserowa zmniejszyła obwód w pasie i przywróciła ustawienia fabryczne. Poza tym, miałem przygody. Ponieważ jadę do Wrocławia (o tym za chwilę), a potem do Ustronia (o tym za dwie chwile), wyszedłem z domu z wielką walizką i plecakiem.  W Gdańsku skorzystałem z automatycznej przechowalni. Wszystko włożyłem do skrzynki, przeczytałem regulamin, zapłaciłem i zamknąłem na kluczyk, który włożyłem do portfela (wszystko w tej właśnie kolejności).  Po zabiegu, zaraz przed przyjazdem pociągu, włożyłem kluczyk, zamek zrobił "klik" i drzwiczki się otworzyły. W środku niczego nie było. Ani wielkiej walizki, ani laptopa z całym moim dorobkiem i danymi z firmy, ani innych ważnych rzeczy. Ktoś wziął wszystko. Świat się zatrzymał. W takich sytuacjach nigdy się nie denerwuję, tylko działam. Rozejrzałem się i stwierdziłem, że jest kamera, p...