Śmiercionośny i niezwykle silny tajfun, który miał przejść nad Japonią i ją zdemolować, widocznie... no właśnie co? Zrezygnował?
Przez nieistniejący tajfun, kolejny fake news pokłóciłem się z kolegą! Po przesłaniu mi zdjęć z rzekomego kataklizmu i linków opisujących "cierpienie setek tysięcy poszkodowanych" stwierdził, że nie jestem teraz w Japonii i celowo wprowadzam "kolejną dezinformację". Dla niego Reuters jest wyrocznią, a słowo w mediach święte. No i właśnie. Tak teraz funkcjonuje świat.
Szczerze mówiąc, gdy dowiedziałem się o nadchodzącym tajfunie (z zagranicznych mediów, bo w Japonii o tym nie mówili), postanowiłem włożyć dokumenty i pieniądze do plecaka, na wypadek ewakuacji. Wiatr miał zrywać fundamenty! Później wiedziałem zdjęcia ludzi bez dachu nad głową. Tysiące. Dziesiątki tysięcy. Samoloty miały być wstrzymane a pociągi przestać kursować.
Dziwiłem się jednak, że co 5 minut widzę z balkonu lądujące samoloty i zasuwające pociągi po moście. Poszedłem na dworzec i wszystko działało tak, jak powinno. W końcu, gdy rzekomy tajfun uderzył w Osakę, byliśmy na dyskotece. Później zjedliśmy zupę (o 2 w nocy) w zaprzyjaźnionej budce serwującej najlepsze japońskie rameny. Właścicielka miejsca o długich, różowych włosach, wita nas zawsze, głębokimi ukłonami. Tak było i tym razem. Wtedy zrozumiałem, że zrobili nas w balona.
Kilka tygodni temu trzęsienie ziemi, wywołało tsunami. Kilkoro znajomych napisało z pytaniem, czy nie ucierpieliśmy. Nikt nie odczuł wstrząsu. Nie mówiąc o tsunami. O co więc chodzi?
Wiem, że próbują nas wszystkich stymulować strachem. Piszą o wzrostach zachorowań na świrusa, planując kolejną srajdemię. Ostatnio pokazywali małpie bąble i pisali, że już wiele bezobjawowych przypadków jest. Krzyknąłem wtedy, śmiejąc się głośno "mamy to! małpi świrus bezobjawowy i wzrost zachorowalności". Mimo wszystko wymyśleć i opisać tajfun, to już wyższa szkoła jazdy.
Ps. Wczoraj rozmawialiśmy ze znajomymi, którzy właśnie przyjechali z Nagasaki i z Hiroszimy. Nie czuli wiatru! W centrum największych zniszczeń! No i przyjechali Shinkansen'em (szybkim pociągiem), który miał nie kursować.
Ps. Według zdjęć, jakiś tajfun przeszedł pod Japonią, tam gdzie nie ma lądu. W chwili pisania tej notatki, jest ponoć niedaleko Osaki, gdzie jest słonecznie, bezwietrznie i ciepło.