Przejdź do głównej zawartości

Bangkok. Upały.



Monsun się skończył i nastała pora sucha (ponoć może padać, ale rzadko). Temperatura sięga 35-38 stopni Celsjusza w cieniu, z tym, że jak zwykle cienia nie ma. W mieszkaniu mamy włączoną klimatyzację w każdym pomieszczeniu. Boli mnie gardło od tego, ale inaczej się nie da.

W sobotę mocno zaszaleliśmy, a niedzielę spędziliśmy w domu. Marcin oglądał seriale, ja pracowałem. Nawet dobrze mi szło, więc nadrobiłem kilka rzeczy i byłem z siebie zadowolony. Nowa książka będzie się chyba jednak pisać powoli. Nie chce mi się. Może mi przejdzie i zacznę - nie wiem.

W środę jedziemy do Phuket. Mam nadzieję, że będzie mi się podobało. Nie chcę wpaść w rozbuchane życie towarzyskie. Wystarczy mi wyjście na drinka i zabawę raz w tygodniu. Przez resztę tygodnia chciałbym jednak trochę odpocząć, pospacerować, poleżeć na plaży i wolno pracować. Bez napięcia i ciągłych terminów, które sam sobie narzucam. Przecież nie mam szefa.

Marcin chce jechać jak co roku na Mönlam. A ja mam mieszane uczucia. Ostatnio byłem bardzo rozczarowany organizacją. Mönlam jest świętem buddyjskim, rodzajem zakończenia roku, podczas którego wysyła się dobre intencje na cały świat. Modlitwy, śpiewy i takie tam atrakcje. Od 15 do 21 grudnia. Musielibyśmy lecieć do Indii, zostawić rzeczy tu w Tajlandii i wrócić. W sumie nie jest to skomplikowane, bo z Bangkoku do Gaya jest bezpośredni lot, ale nie wiem, czy mi się chce. Z drugiej strony będzie dużo znajomych, no i Karmapa, nasz największy Guru.


Popularne posty z tego bloga

Patong. Trudny dzień.

Od rana próbuję poskładać się emocjonalnie. Trzy miesiące temu zacząłem własną terapię wychodzenia z traum i krzywd, jakich doświadczyłem w dzieciństwie. Ma to pośredni związek z moimi kolejnymi studiami (psychoterapia) i książką, nad którą pracuję (sprawdzam teorię w praktyce). Bezpośrednio zaś jest związane z moimi rodzicami, rodziną i różnego rodzaju zdarzeniami z dzieciństwa. Ostatnio przerabiałem nieobecność ojca w swoim życiu. No i właśnie... Rano zadzwoniła mama. Powiedziała to, co miałem w snach i co ciągnęło się za mną, jak cień - niemożliwe do odczepienia. Przyszły wyniki ojca, między innymi tomografii, którą miał wczoraj. Nie ma już dla niego żadnej nadziei. Rak jest w takim stadium i w tak wielu miejscach, że żadne leczenie nie miałoby sensu. Teraz zaatakował mózg i szybko się rozprzestrzenia. Guzy na móżdżku pozbawią go wzroku i niedługo później uniemożliwią swobodne poruszanie się. Niestety wiem jak takie rzeczy wyglądają, jak postępują i jak długo trwają. Dlaczego jestem...

A dzisiaj nie o nas.

Z cyklu "muszę, bo się uduszę".  Prawie nigdy nie wyrażam poglądów politycznych, ale dzisiaj to zrobię, bo męczy mnie "jedyna i słuszna" narracja ciasnych umysłowo, smutnych ludzi, którzy w życiu prywatnym dorobili się nieudanych rodzin, traum i depresji. Zastanawiam się, czy są zwyczajnie tępi i pozbawieni empatii, czy mszczą się na innych za własny ból dupy? Emigracja Spójrzmy na Londyn. Setki tysięcy ludzi wyszło na ulice, bo mają dość pieprzonej różnorodności : emigrantów, którzy żyją z zasiłków i tych, którzy latają z maczetami po ulicach. I jeszcze jednego mają dość - kneblowania! Bo w obecnych czasach "słodkiej poprawności językowej"  nie wolno powiedzieć, że czarny zabił, napadł, albo dokonał przestępstwa. W UK nie upublicznia się rasy przestępców. Ale ludzie mają oczy. Na Tootingu gdzie mieszkałem przez dekadę, w każdym tygodniu ktoś kogoś mordował. I nigdy, przez te wszystkie lata nie była to biała osoba. Brytyjczycy przegłosowali wyjście z Unii...

Pogrzeb ojca

Pogrzeb ojca miał miejsce w sobotę, ostatniego dnia listopada. Urnę z prochami dostarczono przed południem do kościoła „na górkach”, miejscu, w którym w dzieciństwie bawiłem się z rówieśnikami. To były piękne, zielone tereny, które niestety zostały przekształcone i zniszczone przez kościół, który wzniósł ogromną bryłę świątyni. Brat oraz bratowa mamy przyjechali z Katowic i wraz z Michałem, moim bratem, udali się na ceremonię. Przybyła niemal cała rodzina, w tym także osoby, których obecności się nie spodziewano. Ceremonia rozpoczęła się od piosenki „My Way”, zaśpiewanej przez przyjaciela taty, a następnie wystąpił zaprzyjaźniony chór, którego głosy podobno „rozsadzały fundamenty”. Cała ceremonia trwała nieco mniej niż godzinę. Po jej zakończeniu wszyscy udali się na cmentarz, gdzie panował spory chaos – liczba samochodów znacznie przewyższała liczbę miejsc parkingowych. Ostatecznie wszyscy zebrali się nad grobem, w którym spoczywają rodzice mamy: dziadek Jasiu i babcia Irena. To właśn...