W sobotę mocno zaszaleliśmy, a niedzielę spędziliśmy w domu. Marcin oglądał seriale, ja pracowałem. Nawet dobrze mi szło, więc nadrobiłem kilka rzeczy i byłem z siebie zadowolony. Nowa książka będzie się chyba jednak pisać powoli. Nie chce mi się. Może mi przejdzie i zacznę - nie wiem.
W środę jedziemy do Phuket. Mam nadzieję, że będzie mi się podobało. Nie chcę wpaść w rozbuchane życie towarzyskie. Wystarczy mi wyjście na drinka i zabawę raz w tygodniu. Przez resztę tygodnia chciałbym jednak trochę odpocząć, pospacerować, poleżeć na plaży i wolno pracować. Bez napięcia i ciągłych terminów, które sam sobie narzucam. Przecież nie mam szefa.
Marcin chce jechać jak co roku na Mönlam. A ja mam mieszane uczucia. Ostatnio byłem bardzo rozczarowany organizacją. Mönlam jest świętem buddyjskim, rodzajem zakończenia roku, podczas którego wysyła się dobre intencje na cały świat. Modlitwy, śpiewy i takie tam atrakcje. Od 15 do 21 grudnia. Musielibyśmy lecieć do Indii, zostawić rzeczy tu w Tajlandii i wrócić. W sumie nie jest to skomplikowane, bo z Bangkoku do Gaya jest bezpośredni lot, ale nie wiem, czy mi się chce. Z drugiej strony będzie dużo znajomych, no i Karmapa, nasz największy Guru.